znów weekend... którego jak zwykle nie odczuje. po tym tygodniu pełnym próbnych matur z matematyki i polskiego mam ochotę wyłączyć siebie co najmniej na tydzień, naładować baterie i znowu zapieprzać od rana do nocy. nie mam na nic czasu. klasa maturalna jednak wykańcza. ehe. i wcale nie ułatwia mi szkoła życia, a wręcz utrudnia nie pozwalając spóźniać sie ani minuty. także przepraszam, że mieszkam na przedmieściach.
ale żeby nie było tak źle, to są również pozytywy tego zapieprzającego życia. taaaak? jakie? no dobra, nie ma. mimo to nie poddaje się i prę do przodu z cemeteries of london w głowie.
cieszę się, że moge to napisać, naprawdę.
a teraz lece nadrabiać 5-dniowe zaległości w zyciu towarzyskim i takie tam.
aa. muszę jeszcze wniosek o dowód złozyć. kurde, ciekawe when?
malinowa