Miałam wczoraj lekcje o uzależnieniach. O cięciu się, paleniu i piciu. I chyba tylko ja brałam na serio tą lekcje. Reszta wybuchała śmiechem. Czemu ? Też zadawałam sobie to pytanie. Nie umieją postawić się w sytuacji innych. Nie rozumieją, że komuś tak cholernie w życiu trudno, że się poddaje i sięga po żyletkę. Mówili tak, jakby oni żyli w kolorowym świecie bez problemów. Ale tak nie jest. Raniło mnie to, że bawi ich coś co tak naprawdę ma wielką wagę. Takim osobom trzeba pomagać. I tak myślę... I nadal nie widzę w tym nic śmiesznego. W tamtym momencie chciałam ich wszystkich pozabijać. Beznadzieja. Dlaczego ludzie nie rozumieją, że popadanie w uzależnienia to nie tylko kwestia przypodobania się komuś tylko zadawanie sobie bólu, który nas męczy? Czemu nie rozumieją ?
Dzisiaj odwołane lekcje i dopiero na 12.35