rajdowa ciapa
oraz
metafizyczna kupka
przedstawiają
paszową apokalipsę zombie
zapaliłam papierosa delektując się ostatnimi wolnymi minutami.
do pokoju wtoczyła się moja przegniła matka. spojrzała na mnie ze zdumieniem, które odczytałam mimo zaawansowanego stopnia rozkładu jej parszywej twarzy.
rozdziawiła swój cuchnący otwór gębowy.
- karoooliiiina, ty paaaliiiisz?
uśmiecham się parszywie i odpowiadam twierdząco, a za plecami wolno podnoszę leżący za mną karnisz.
kiedy kobieta otwiera usta, żeby powiedzieć coś jeszcze, szybkim ruchem wbijam karnisz w jej łysą zielonkawą głowę. zielona maź tryska na moje wrzosowe ściany, a przegniłe ciało opada bezwładnie na i tak już brudny dywan.
nagle słyszę odległe szczekanie, które przeistacza się w straszliwy charkot. do pokoju wbiega mój pies, przeistaczający się w tępy śmierdzący przegniły żądny krwi organizm. pierwszy raz zabijając czuję ucisk w klatce piersiowej przeradzający się w rozlewającą się po całym ciele falę rozpaczy.
jestem jak przemiły pan z filmu "jestem legendą" płaczący nad losem swojego poczciwego kompana. kopniakiem usuwam szczątki mamy-shreka i zanoszę ciało niegdyś mojego małego piczerka, a teraz śmierdzącego mutanta do ogródka, który od zawsze robił za jego toaletę i kładę go na zimnym śniegu pod małym krzaczkiem.
czuję czyjś palec tykający w me kościste łyse ramię. odwracam się podnosząc kinkiet z nieodpartą chęcią mordu. mym oczom ukazuje się mały, całkiem zdrowy chłopiec w podartych spodenkach, ze łzami w oczach.
robię minę typu podejrzliwy typek, bo naoglądałam się już filmów w których niewinne dzieci okazują się albo przynętą albo są po prostu jednymi ze złych. chłopczyk mówi mi łamiącym się głosem, że usłyszał hałas i przybiegł jak najszybciej po pomoc dla jego rannej mamusi, która przygnieciona została lodówką. coś jeszcze chciał powiedzieć, ale szloch odebrał mu mowę.
choć nie jestem specjalnie predysponowana do okazywania uczuć postanowiłam przytulić biedne osamotnione dziecko. schyliłam się więc niezdarnie próbując je objąć, wtem chłopiec wyciągnął zza pleców nóż sprężynowy i wbił go między me gigantyczne brązowe oczy.
starając się walczyć z obezwładniającym uczuciem robiąc zeza spojrzałam na chłopczyka. uśmiechał się, podczas gdy ja opadałam na ziemię.
ostatnim co ujrzałam był owo dziecko jedzące zwłoki mojego zmutowanego, przegniłego psa.