pseudo harolda nadal
obydwaj byli dozgonnie zakochani w głosie wokalisty coldplaya. z głośników podłączonych do starego komputera wydobywały się ostatnie nuty 'til kingdom come, artur siedząc na łóżku zakładał bokserki. gdy skończył, podszedł do daniela smarzącego coś na przenośnej kuchece, objął go i pocałował w kark.
- kocham cię.
rzadko wypowiadał te słowa, bał się ich, jakby utwierdzały go w jego fatalnym gdzieś odgórnie ustalonym położeniu.
dziś jednak cały dzień spędzali razem, w czterech ścianach będących kloszem dla ich bliskości. uprzedzenia gdzieś odpłynęły.
daniel musnął palcem szramę na policzku chłopaka.
usłyszeli świdrujący dźwięk dzwonka.
- to eustachy. - powiedział artur i podszedł do drzwi.
eustachy był niespełnialnym marzeniem.
napisałbym coś niezrozumiałego, ale cokolwiek jednak, gdyby chodziło o kogoś mało istotnego. to istotne, więc zamilknę.
jednak kocham Izę