Córa mi rośnie jak na drożdżach, dzieci w żłobku bije i nauczyła się jeść kanapki zamiast kaszy na śniadanie (osobiście uważam to za sukces godny wpisania do swojego cv gdyby nie fakt, że to nie ja ją tego nauczyłam ;P ). Aż miło się na nią patrzy :) No i najważniejsze - zaczynam ją rozumieć ;) Sukces więc zaliczony.
* * *
Nic mi się nie chce, a zarazem chce mi się czegoś ale nie wiem czego. Pojechałabym gdzieś sobie ale jak pomyślę, że żeby gdzieś pojechać trzeba mieć pieniądze by za to zapłacić i potem jeszcze płacić na miejscu - to mi się odechciewa. Poszłabym gdzieś, ale na dworze tak piździ, że nawet w domu, w naszym pokoju, gdzie jest tak ciepło, że w zimie mamy pozakręcane kaloryfery a i tak latamy w krótkich rękawkach teraz telepię się jak ratlerek i chłepczę kolejną gorącą hetbatkę z malinkami (oj biedny ten mój pęcherz :( ). Ba! Nawet kapcie zimowe wyjęłam i skutecznie utrzymuje je na nogach! Poczytałabym sobie ale jak zaczynam to zasypiam lub też szkoda mi na to czasu bo akurat mam w głowie ambitny plan zrobienia czegoś innego co z resztą i tak kończy się fiaskiem.
Wnioski?
Idzie jesień i chuj!
A ja bidna i bez tego głowię się milionami rzeczy, bez tego chodzę wiecznie naburmuszona, obrażona na swój portFFFFFFFFFFFFFFFFFel (lepiej?) i szafę, znudzona, rozleniwiona i wogóle do dupy. Co to będzie gdy jesień na całego zapanuje w tym miejscu? Muszę sobie znaleźć hobby, coś co mnie zainteresuje, pochłonie do reszty i zmotywuje do działania. Ale weź i znajdź!