Siedzę w pustym barze na rogu mej ulicy w pół drogi między jawą i snem.
Barman do mej szklanki leje złotą whysky, ciepło tak uśmiecha się.
Bezpiecznie otulona dymem z papierosa, z kolejnym się rozstaje dniem.
Przede mną znowu noc tak długa i samotna, usłana gdzieś na szklanki dnie.
Lecz jest jeszcze coś, co się we mnie tli, co sprawia, że wciąż tę wiarę mam,
że w czyichś ramionach znów rozpalę swoje dni, gdy nadejdzie czas.
Z wolna się zapełnia bar, zegar bije północ.
A ja coraz głębiej zatopiona w swoich myślach tkwię,
o ludziach których znałam i których kiedyś spotkam
w pół drogi między jawą i snem.
Bo jest jeszcze coś, co się we mnie tli, co sprawia, że wciąż tę wiarę mam,
że w czyichś ramionach znów rozpalę swoje dni, gdy nadejdzie czas. ;DD;*** <3