[słucham] Robię przegląd przez calą galerię muzyczną, którą zgromadziłam przez ostatnie lata, losowo wybieram utwory spośród listy 2642 utworów. Lawiruję między jrockowymi pozycjami, wybierając tylko te budzące wspomnienia. Aktualnie wciąż na "A" Atreyu - Her Portrait In Black, ale chyba wrócę do dzisiejszego hitu - Emily w wykonaniu boskiego Kiyoharu
[czytam] Wreszcie, w błogim spokoju brnę przez "Dobrego Omena" zagłębiając się w świecie niewybrednego humoru i subtelnej ironii
Z braku zdjęć nowych, aktualnych, z dedykacjami i jakichkolwiek, wstawiam coś starego, zabawnego, pseudo-cosplay Mayatana z głupią miną. Takie z dupy, ale strasznie mi się podoba. Wyglądam chyba troche jak nie ja, troche zbyt, jak na mnie, hm, radośnie? Obiecane dedykacje pojawią się, gdy wróci mi chęć życia i będę w stanie spojrzeć na swoje odbicie bez grymasu niezadowolenia, jak i owszem wtedy gdy przestanę wykaszliwać sobie żyły i gdy co pięć minut nie będę zalewać krwią klawiatury.
Mój umysł przeszedł w stan głębokiem hibernacji i nie rozwija się już, a zamyka w sobie, cofa w głąb świadomości, zatapia w lepkie wspomnienia. Dawniej odwiedzał rozpromieniony marzec i Wartę, dziś zapędza się dalej w głąb, w ciemną otchłań sennych marzeń, przenika w dawny świat, o którym już nawet nie pamiętałam, albo pamiętać mój umysł już nie chciał. Lepkie macki dawnych dni oplatają się wokół mojej świadomości i nie wypuszczają ją z roku podajrze 2006. Pewne okoliczności, zdarzenia, miejsca, czas i ludzie sprawiają, że się zmieniamy. Ja się nie zmieniłam, ja umarłam. Wspominam dzisiaj dawne życie, gdy poznałam ludzi, dla których nie liczył się nowy chłopak, piękna sukienka, opinia innych, byli starsi, ale nie dorośli, żyli pasją i to mnie w nich fascynowało. Chciałabym wrócić do 2006, odbudować ten stracony czas, skończyć niektóre układanki, zaczać nowe, w tym samym środowisku, ale już za późno. Między rokiem 2006 a 2009 wraz z pierwszym papierosem umarła Marik, dziecko żyjące pasjami, muzyką, M-chan, dla której nie liczył się "za rok", która nie widziała sobie za dziesięć lat, liczyło się tu i teraz, ewentualnie jutro, kochała jutro, kochała niepoprawne marzenia. Narodził się posępny immoralista, mizantrop, ironiczny filozof palący mentolowe L&M'y, pijący tanie wino, nigdy nie śmiejący się dość szczerze, nie kocha już jutra, kocha wczoraj, ale wczoraj nie istnieje, jest jak odbicie w wodzie, gdy zanurzysz mnie ręce, rozmywa się i znika, zniekształca i nie jest już tak kuszące.
Tęsknię za ludźmi, z którymi dzieliłam szczere uśmiechy, za tymi, przy których znikały problemy, nie, nie znikały, ich po prostu nie było. Tęsknię za dudniącym śmiechem, za oglądaniem koncertów, nawet za żałosnym płaczem na "Garden". Czytam dedykowane fanficki i mam w oczach łzy, bo nie wiem już czy zniszczyłam tamten świat, czy po prostu dorosłam, wyrosłam ze śmiechu i radości.
Maj spisuję na straty, matura zaliczona, poszła rewelacyjnie, życie naukowe jest na wyraźnym plusie, życie osobiste - doszczętnie zniszczone. Ośrodek współczucia, sumienie, wiara przestały funkcjonować, stanowią pustą formę, w którą nie można wlać treści. Czerwiec będzie leniwym okresem przemyśleń, a od lipca znów zaczynamy żyć. Pierwszego - Horse The Band, będzie epicko!
Nauczyłam się też jednej ważnej rzeczy - nie warto ufać ludziom, ktoś bliski i tak zawsze kopnie Cię w dupę i nie licz na wyrzuty sumienia, to daremne, w końcu z natury wszyscy jesteśmy jebanymi egoistami.
------------------------------------------------------------
I know the truth now
I know who you are
And I don't love you anymome.
Evanescence - "Everybody's Fool"