Sobotni wieczór spędzony w Krakowskiej Arenie był dla mnie magiczny. To pierwszy tak duży koncert na jakim byłam, wszystko było przygotowane pięknie, perfekcyjnie i z rozmachem jak na Królową przystało ;) Gdy podniesiono kurtynę, a na scenie pojawił się Adam po prostu się rozpłakałam. Nigdy nie przypuszczałam, że kiedykolwiek zobaczę go na żywo. Jego głos, akcent wszystko brzmiało 100 a może i nawet 1000 razy lepiej niż w słuchawkach. Zawsze wiedziałam, że Adaś jest wspaniały ale żeby przekonać się o potędze jego głosu trzeba go usłyszeć na żywo. Jest obecnie nielicznym wokalistą, który potrafi w tak świetnym stylu zmierzyć się z legendą. Adam śpiewając zawsze przekazuje ogromne emocje, które na żywo czułam doskonale. Śpiewaliśmy razem razem, Adam jak to ma w zwyczaju opluł publiczność szampanem ;D a podczas bisu wszyscy wstali z miejsc. Oczywiście na koncert poszłam głównie ze względu na Adama, ale dzięki niemu zostałam także fanką Queen. Oprócz znakomitego wokalu Adama nie sposób nie wspomnieć o cudownej solówce Bri i jego Love of my Life oraz "bitwie" ojca Rogera Taylora z synem Rufusem T Taylorem na perkusji <3 Oby Adam wrócił jeszcze do Polski, tym razem ze swoim własnym repertuarem ;)