Cześć!
Pare osób zwróciło mi uwagę, że piszę za krótkie rozdziały.
dzięki za komentarze! ;)
Rozdział 5
W jednym momenie chciałam tej dziewczynie zadać tysiące pytań.
- czeeść.. Rose. Carter Rose. - powiedział jąkając się.
Dziewczyna podała mi rękę i grzecznie się uśmiechnęła.
- To ja was zostawie na chwilke same, i idę się przywitać z kumplami. - powiedział David.
Nie byłam z tego powodu zadowolona, bo niby dlaczego miałabym spędzać czas z dziewczyną, której nazwisko widnieje na kartce w pudełku z napisem 'ROSE'? Było mi głupio wtedy o cokolwiek ją zapytać.
Myślałam o tym wszystkim i nie znałam na nic odpowiedzi.
- Rose, napijemy się czegoś? - spytała i na pewno nie miała na myśli soczku czy wody.
- ee, chętnie.
Byłam już na wielu imprezach, ale nie piłam dużo. Zwykle kończyło się na drinku. Jak już mówiłam boję się pić. Mój dziadek był alkoholikiem. Miał wypadek samochodowy, a wtedy właśnie był pod wpływem alkoholu.
Veronica złapała mnie za rękę i poprowadziła do grupki chłopców.
- Cześć wszystkim. To Rose dziewczyna Davida.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem, prócz jednego z nich.
Nie znałam go wcześniej. Ale podobał mi się.
Veronica jakby zrobiła to specjalnie.
Miała coś w sobie, taki błysk w okum który oznaczał podstępność i zlo.
- och chlopcy przestańcie! - i sama zaczęła się śmiać.
- chcesz drinka albo coś? - spytał chłopak który mi się podobał.
- tak, chętnie.
- pozwól, że ja jej zrobie. - wtrąciła się chamsko Veronica.
W czasie gdy jej nie było chłopak znów zaczął ze mną rozmowę.
- Tak na marginesie, to jestem Alex. - przedstawił się.
- Rose. - powiedziałam zawstydzona.
W jednym momencie drink przyniesiony przed Veronice wylądował na mojej bluzce.
- ups. Nie chciałam, naprawdę. - tłumaczyła się.
- Veronica! Zrobiłaś to specjalnie! Widziałem to.
- Nie odzywaj się matole.
- Ej przestańcie ok? Nic się nie stało. - próbowałam zapanować nad sytuacją.
Poszłam do łazienki, która była na 1 piętrze. Wychodząć zobaczyłam Davida obściskującego się z Veronica. Miałam wszystkiego serdecznie dość. Nagle Alex złapał mnie za rękę i zatrzymał mnie.
- ej. nie przejmuj się. David to idiota. Stać cię na kogoś lepszego.
Łzy tak same od siebie, po prostu zaczęły zbierać mi się do oczu. Nie chciałam płakać.
- Pójdziemy gdzieś pogadać? tak na spokojnie? - spytał.
Szczerze mówiąc bałam się tej propozycji. Nie znałam go zbyt dobrze, szczególnie jeśli bł pod wpływem alkoholu.Mimo wszystko zgodziłam się. Wtedy było mi to potrzebne.
- jasne. - odpowiedziałam.
Poszliśmy przed dom Philipa, do ogrodu. Była tam ławka. Usiedliśmy na niej.
- Słuchaj Rose, Veronica to idiotka. Chce ci odebrać faceta. Ona.. była kiedyś moją dziewczyną, ale dwa miesiące później zerwaliśmy, bo spodobał jej się David. Była z nim.. i miesiąc temu zerwali. Teraz ten idiota przyczepił się do ciebie, a ona jest zazdrosna.
Słuchałam jego opowieści w napięciu i czekałam co ciekawego ma mi jeszcze do powiedzenia.
-i.. przepraszam, że będę ci musiał o tym powiedzieć ale.. słyszałem, że to zakład. David bezczelnie założył się z kumplami czy z tobą będzie.
- cooo? - nie wierzyłam.
- przykro mi Rose.Ale nie mów nikomu, że to ja ci to powiedziałem.
Wparywałam się w ziemię. Nawet uroniłam jedną łzę. Jak mogłam być tak naiwna?
Byłam po prostu zaślepiona w tego bezwartościowego idiote.
Nagle przypomniałam sobie o pudełku pod łóżkiem moich rodziców. Alex na pewno wiedziałby coś o Veronice.
- Mam pytanie..- zaczęłam.
- tak?
- Jak nazywa się mama Veronici?
- pani Becky.
Wtedy już na 100 % wiedziałam, że mam coś wspólnego z matką tej.. jędzy.
Kompletnie nie wiedziałam co. Następnym krokiem w tej sprawie było przeszukanie pokoju rodziców co było ryzykownym zadaniem.
- dzięki. - odpowiedziałam.
Siedzieliśmy tak w ciszy. W tym pięknym ogrodzie, gdy obok grała muzyka i było głośno.
Nagle spojrzeliśmy sobie w oczy, niesamowita chwila.
- Ja.. - zaczął. - znaczy.. no.. Rose.. podobasz mi się. - wyjąkał.
Niespodziewałam się czegoś takiego. Byłam mile zaskoczona. I nie wiem dlaczego.. ale pocałowałam go.
Widziałam, że usmiechał się. Byłam szczęśliwa. Pomyślałam sobie o Kelly, którą ominęła część mojego życia. Nie wie tylu wspaniałych rzeczy.
- ja..
- ja..
Powiedzieliśmy równocześnie.