Mam już dość udawania, że wszystko jest dobrze, bo nie jest. Nie mam zamiaru znów sie uśmiechać tylko po to, by ktoś pomyślał że u mnie Ok. To wszystko boli. A szczególnie to, że osoba, która w 100% ufała ci przez kupę lat, nagle przestała to robić. Ta myśl przygniata najbardziej...
Już nie wiem, komu ufać, a komu nie. Zawsze, gdy myślę, że będzie lepiej, nagle wszystko się wali i staje się tak jak wcześniej. To nie jest fajne...
A najgorsze jest to, że nie mogę zrobić NIC. Nic, by powrócic do normalności i żyć tak jak 5-6 lat temu.
Depresja.