Czas leczy rany? Niby błahe ale chyba jednak coś w tym jest.
Świat pędzi, dni mijają można rzec, iż uciekają nam przez palce. Nie zauważamy poszczególnych dni, jakiś sylwester, urodziny zostają w pamięci ale zazwyczaj dzielimy życie na większy podgrupy wspomnień jak gimnazjum, liceum, pierwsza praca, trzeci mąż. Podejrzewam, że spora część Was nie pamięta co wydarzyło się dajmy na to 17 kwietnia.
Więc może na tym polegają lecznicze właściwości czasu? na bezwarunkowym zapominaniu?
Choć z drugiej strony nie można pominąć też innej sprawy. Gdy wiele razy powtarzamy jakąś frazę staje się ona banalna, traci tragizm a co za tym idzie przestaje boleć. Nawet kocham Cię usłyszane milion razy potrafi stracić swoją emocjonalność. Teksty po jakimś czasie wydaja się nam prozaiczne i infantylne a po tysięcznym seansie przestajemy płakać na 'Titanicu'
Przyzwyczajamy się do emocji, potrzebujemy coraz to większych dawek, tak samo jak narkotyki, leki czy kremy przeciwzmarszczkowe. Teoretycznie jest to coś mega złego, jednak gdy dobrze tym pokierujemy może wiele naprawić w naszym życiu. Jedynym 'prostym' zabiegiem jest niezwiększanie emocjonalności emocji skierowanych w stronę osoby raniącej.
Ot takie sobie proste.
Sama chyba zgubiłam sens w tej notce,
jednak potrzeba napisania czegoś zwyciężyła.