Jakoś wyjątkowo lubię to zdjęcie.
Przecież to niemożliwe, żeby ludzie byli źli od urodzenia. Nie wierzę w zło wrodzone. Uśmiech małego dziecka jest przecież jedną z najpiękniejszych rzeczy, więc gdzie ten czynnik, który zamienia prawdziwy uśmiech w złość, zawiść i okrucieństwo. W którym momencie człowiek zaczyna dostrzegać prawdziwy świat. Jak to możliwe, że zamieniamy się w maszynki do nienawidzenia innych. W (prawie) każdym z nas jest choć ziarnko negatywnych uczuć. Może więc piękno życia leży w zwalczniu takich właśnie ziarenek w sobie?
(na koniec powinno być
Miłujcie się. Amen.
;P)