Dzisiaj w gimnazjum numer 2 odbył się pierwszy normalny dzień lekcji... NIby większość po staremu, a jednak zały czas mam na prezemian uczucie niedosytu wrażeń szkolnych, może ze względu, na to, że siedizmy ciągle w tej samej klasie, jakoś tak nagle ciasno sie zrobiło i nie wiem, czy będę siedział z moimi, nazwijmy to ulubionymi osobami. Z drugiej strony mamy teraz tą (tę?) fajność, że możemy siedzieć na ławce przed aulą i obczajać pierwsze klasy, które wyglądają jak 4 klasa podstawówki, a my myślimy, że jesteśmy niewiadomojakdorośli, a byliśmy tacy jak oni... Ale co z tego!? I tak możemy ich obgadywać!!! ^^
Prawdę mówiąc miałem napisać coś do Colemi, jednak jak zwykle nie mam tematu. MOże to jakiś chroniczny brak przwżyć? I tak z resztą moje życie nie jest jakoś pasjonującociekawe i to co wymyślałem do tej pory to zapewne tylko jakieś badziewia. Ruszamy 12 i mamy mieć JEDEN skończony artykuł. Ja kurwa nie wiem jak sobie poradzę. Szczerze boję się. Boję się tego, że nie dam rady, że będę musiał wymyślać na siłę. TUTAJ czuję się bezpiecznie(Tutaj - czyt. photoblog) Nikt mi nie narzuca czegoś odgórnie, nie istnieje tutaj pojęcie 'deadline', żadnej presji, tutaj mam swoją małą kolumnę "seksu w mniejszym mieście" i moze nawet mam paru czytelników. Kurdę, zdałem sobie sprawę teraz jak zaniedbywałem tego bloga... Kolejna pozycja na liście rzeczy, o które muszę bardziej zadbać.
O czym teraz myśę? Chyba troszkę o przyjaźni i tak ogólnie o życiu. Często nawet nie zastanawiamy się, jak chcemy aby nasze życie wygląda teraz, jak je postrzegamy, a jak chcielibyśmy aby wyglądało. Często żyjemy po prostu z dnia na dzień, tylko po to by robić to, co zwykle. Ostatnio częściej się nad tym zastanawiam. No może nie tyle zastanawiam, co poczuwam sie do tego, żeby tworzyć wokół siebie właśnie taką atmosferę w jakiej ja sam chciałbym przebywać. Nie zawsze wychodzi tak jak bym chciał, przecież nie ma ludzi idealnych, ale czasami mam wrażenie, że staję się jedyną kolorową osobą w gronie szarych ludzi, pochłoniętych codziennością. Ludzie przeważnie nie rozumieją dlaczego chodzę boso po supermarkecie, trzymam szmacianą lalkę i zapach lawendowy w szawce szkolnej, dlaczego w gorący dzień ubieram buty usłane futrem, dlaczego kiedy pada deszcz ja idę tanecznym krokiem środkiem ulicy w ciemnych okularach, dlaczego mam spirytus salicylowy, igłę, nitkę i jeszcze wiele z pozoru nieprzydatnych rzeczy w torbie, dlaczego chcę sobie kupić perwol i mieć go zawsze przy sobie jak te kobiety w reklamach, dlaczego jeżdżę na wózkach w Castoramie, dlaczego notuję ile razy moja biologiczka powie "tak", "proszę", "moi drodzy"itd., dlaczego ubieram się w tak "specyficzny" sposób. A ja tylko próbuję pokolorować moją szarą codzienność wszystkimi dostępnymi barwami z mojej gamy, która cały czas powiększa się o nowe dziwaczne pomysły. To smutne jak ludzie, którzy nie doceniają niczego, wiecznie narzekają traktują takie osoby. Po prostu "nie-na-serio". Uważają się za, nie wiem, dojrzalszych, bo im już nie takie rzeczy w głowie, oni zderzyli się z rzeczywistością i dopóki "kolorowi" też tego nie zrobią, będą w pewnym sensie niżsi. Chore. Tak właśnie zatracamy się w rutynie. I nagle pewnego dnia się budzimy i nnie wiemy czego chcemy.
Codzienność jest w odcieniach szarości - To fakt, jednak zawsze miło zobaczyć jakieś kolowe akcenty. Ile ich będzie, zależy już tylko od nas.
O! Tak właśnie o godzinie 0:47 kończę swój wpis.
Dobranoc - Jutro Niemiecki.
XOXO
Madzialen.