Pamiętam jak 15 lat temu odszedł Mój Tata. Byłam wtedy jeszcze bardzo młoda i widziałam innych jak przeżywali tą strate. Myślałam wtedy, że przecież to tylko mąż, szwagier, zięć, ale przede wszystkim tata. Że to naszą stratą powinni przejąć się najbardziej. Pamiętam jaki to był cios dla mamy - ona po prostu nie była w stanie żyć dalej w tym mieszkaniu. Teraz mogę powiedzieć, że rozumiem ich ból. Pamiętam każdą sekundę tego dnia, gdy w słuchawce usłyszałam tą wiadomość. Ciemność przed oczami, szybciej bijące serce, te tysiące myśli i setki pytań w głowie. Wzrok Patryka, który widział już po mnie, że coś się stało. Kiedy to do mnie 'dotarło' to był już tylko krzyk, płacz i rozpacz. Poczułam jak trace kolejny kawałek swojego serca.
Babcia, która wiedziała o mnie wszystko.
Babcia, która zawsze doradziła, opieprzyła lub pocieszyła.
Babcia, do której dzwoniłam by się pochalić sukcesem i podzielić porażką.
Prababcia, która najbardziej kochała moją córke.
I to było najgorsze.. Jak wytłumaczyć, że babcia już nie przyjdzie? Jak wytłumaczyć, że babcia już nie zadzwoni?
Jakoś to zniosła, zrozumiała. Często mówi, że tęskni. Ja niestety ciągle łapie się, że chce do Niej dzwonić. Dalej chce się pochwalić sukcesem, chociaż ostatnio potrzebuje pocieszenia, bo pojawiają się same porażki. Teraz zostaje mi iść i prowadzić monolog, co trochę pomaga. Potrzebuje czasu - mnóstwa czasu i siły. Tylko ta pustka....