Bezsenna, zlękniona dniem. Skrzywdzona, uderzona nocą. masz rację. teraz chcę tylko uciec przed Tobą. Spojrzeniowy chłód między ciepłymi niegdyś słowami, kłamstwa, kłamstwa, kłam. dalej, pewniej, bo wiesz, że uwierzę, zaufam. Słucham Edyty, a łzy nie chcą płynąć. Tamtej nocy, bólem podjudzone, rozwalone kroplówki-po.n(ó)w.nie, płynęły. ale już po wszystkim. pod domem. Czarny Aniele.. powiedział "chodź tu" . tylko rozłożył ręce, a ja padłam w objęcia, a łzy całej siłą budowanej nocy kapały na krawężnik. I płakałam. I ruchy dłoni w zatrzęsienia, kilkanaście godzin później w wenflony zaplątane, pozrywane krwi krople między czarną kawa a białym porankiem. i powroty. i przepaści otchłanie, i nieme wołanie o pomoc.
wyjątkowo długie rzęsy września opadły w brak ust czerwieni, jesieni cztery puste wcielenia. wystygły kawałek kawy, obawy testowane, An(g)ielskie.. nicości połów podług rozstępują się we.dług/ości równoleżników, krawężników pełne myśli, d(r)eszczy, trosk potoki, skarg strumienie, słowa skroplone ścieżkami krętymi padały na Twoje dłonie, nieocenione. czułość tylko parametrem kliszy, w ciszy opadające powieki, i złudzenia. choć piękne, nadziej pełne. niesamowicie blisko.. to wszystko. walki ufność kontra krzywda, i ufność znikła na po.wieki jeszcze ciężej się unoszą, usypiają, pozostało niewiele, za granicą wiecznego śniegu, wietrznego deszczu, opadającego, niczym dłonie, bez sił. Szarość przemieniona w zieleń i grafit, oczy w szafir i błękit, błękit w sukienki, sukienki w szorstkie warkocze łez, we łzach tkane, poza nami, od ściany po sufit. W nieznane podróże, w chłodne herbaty, poza tym w ulice ciężkie od przestrzeni, natchnionych w zmęczeni. -a od snów i braku snu, od nadmiaru, od uroku i czaru, który mnie rzucił, który rzuciłam, wprost w kąt, na rogu ulic, z wiatrem, pod prąd. Uciekłam stąd, stąd wróciłam..
kurwa, jak to głupie serce boli.