56 dni.
10 kg.
1 ja.
Dzień zjebany totalnie. Męka w szkole. Jak ja się pokażę u ginekologa? Tłusta krowa. Przemęczona. Wściekła. Obolała. Dlaczego ciągle płaczę bez powodu? Nawet teraz łzy cisną mi się do oczu. Chcę się zapaść pod ziemię... Już nic mi nie wychodzi. Było tak pięknie, lekko... Ale okres robi swoje, jak powstrzymać myśli o słodyczach? Zabij ten głos. Kilka tygodni temu byłam tak szczęśliwa jak nigdy - co się stało teraz?! Dlaczego to wszystko ciągle musi wracać?
15 października dzień sądu. Muszę na półmetku dobrze wyglądać, muszę. Przecież nawet nie zmieszczę się w żadną sukienkę, jeśli nie schudnę.