MUSE
New Born - New Born na wstępie! To jest wręcz hymn Muse i zagrany na wstępie zapowiadał czyste szaleństwo. Przed nim Matt przywitał się z nami po polsku słowami "Dobry wieczór, Polska!"
Map of The Problematique - MARZYŁAM, żeby to zagrali, nawet poprosiłam o to spadająca gwiazdę. Spełniło się. Byłam w niebie.
Uprising - porywające do zabawy, zachęcające do buntu. Wyplułam płuca.
Supermassive Black Hole - dosłownie wszyscy śpiewali, klaskali, skakali, bili brawo... I Dom znów coś szeptał do mikrofonu w czasie refrenu
Guiding Light - głos Matta jest po prostu niepowtarzalny, zatonęłam w nim całkowicie. W ogóle na całej The Resistance Tour podczas festiwali grali to tylko trzy czy cztery razy i ten piąty akurat u nas!
Nishe - było króciutkie, bo potrzebne tylko po to, by zająć nas czyms, gdy piękne czarne Kawai będzie przenoszone bliżej publiki, ale i tak instrumentalnie cudne
United States Of Eurasia - Matt + fortepian + śpiewająca publiczność + jego poprawna polszczyzna "Dzięki, Chopin" + uśmiechający się i tańczący przy perkusji Dom
Undisclosed Desires - świecąca keytara, świecąca perkusja i porywający bas. Brzmiało zupełnie inaczej niż na płycie, perkusja niestety była za cicha, Matt praktycznie nie używał swojego instrumentu, a Chris grał bardziej melodycznie, ale intro i tekst śpiewany przez tyle gardeł wszystko wynagrodziły. W dodatku znakomicie wyszła akcja z latarkami - wyglądały jak tysiące gwiazdek...
Bliss - nigdy nie sądziłam, że potrafię tak wysoko skakać. Od dawna wiem, że Bliss jest hipnotyzujący, a jego wykonanie na Coke tylko utwierdziło mnie w tym przekonaniu
Resistance - patrzyłam cały czas tylko na Doma i nie mogłam oderwać oczu od jego cudotwórczych rąk, praktycznie wcale ich nie zatrzymywał, latały jak napędzane prądem
Time Is Running Out - kocham całym sercem perkusję Doma i partię wokalną, darłam się wniebogłosy i skakałam chyba jeszcze wyżej niż na Bliss
Starlight - zdałam sobie sprawę, że nie doceniałam tego utworu, w sobotę całkowicie mnie zauroczył. Oczywiście klaskanie wyszło wzrowo, a refren śpiewali nawet ci, którzy go nie znali, na przykład chłopak stojący koło mnie podpatrzył, co śpiewam i sam też zaczął
Plug In Baby - haha! Grałam na powietrznej gitarze, wyłam jak Bellamy i machałam głową, a Matt, jak to na niego przystało, doskonale wykonał swój tradycyjny podskok z gitarą
Hysteria - została zagrana na bis. Przed nią Interlude, a po niej riff z Back In Black AC/DC. Po prostu wpadłam w histerię. A pod koniec Matt zaczął kręcić tyłkiem przy wzmacniaczu. Myślalam, że się udławię ze śmiechu :D
Knights of Cydonia - wyszło wzorowo, zupełnie jak na Wembley, wszyscy śpiewali ten gitarowy riff i wznosili ręce, kiedy trzeba. I wstęp z Chrisem w roli Man with A Harmonica. Po prostu cudo. Skacząc, zdeptałam tego chłopaka, który śpiewał ze mną Starlight, ale on nic nie powiedział, tylko sam zaczął klaskać. Myślałam, że serce mi wyskoczy. Ale to niestety był ostatni utwór, a ja nie mogłam w to uwierzyć. Nie chciałam. Chris bił nam brawo, Matt machał do nas w dodatku prosto w stronę miejsca, w którym stałam, a Dom tradycyjnie podszedł do mikrofonu się pożegnać. "Thank you, Krakow, you are crazy, we hope to see you soon. Thanks again, good night!" A potem były fajerwerki. Piękne.
W ogóle między utworami Chris pykał swoją fajkę, Dom zdążył powiedzieć "Thank you, Krakow", a Matt "Dziękujemi". Zgadza się, nie było to zwykłe "Dziękujemy", tylko "Dziękujemi". I ten jego grymas w stylu "Czy ja to dobrze powiedziałem?!" Ale kiedy wszyscy zaczęli piszczeć i bić brawo, automatycznie uśmiechnął się od ucha do ucha - ta jego radość... No i w ogóle uczesał się jak za starych, dobrych czasów Origin of Symmetry. Kiedy podłapał, że śpiewamy, naśladując wszystkie gitarowe partie, w przerwie między piosenkami zabawił się z nami - wydawał krótkie dźwięki za pomocą przetwornika, a my je powtarzaliśmy przy pomocy gardeł. Ale się wszyscy trzej cieszyli :D
Znacie to uczucie, kiedy aż zagryzacie wargi, w brzuchu latają motylki, uśmiechacie się do każdej napotkanej osobyi i kochacie cały świat? Tak właśnie czułam się przy KAŻDEJ z zagranych przez Chłopaków piosenek. I nie zapomnę tego nigdy. I przy okazji następnej płyty nie odpuszczę - pojadę na Wembley.
Czy jeszcze muszę powtórzyć, że ich kocham?