Niepewnie stawiała kroki powoli schodząc krętymi schodami w dół.
Najpier delikatnie samymi palcami sprawdzała niepewny grunt,
później kładła całą stopę.
lewą ręką delikatnie dotykała mokrej, zimnej ściany chcąc utrzymać swoją chwiejną równowagę.
prawą ręką uciskała krwawiące udo.
Swoje długie, zazwyczaj zadbane włosy miała splątane i zabłocone.
Białą, lnianą cieniutką sukienkę miała poszarpaną i przemoczoną,
była boso.
Stopy były jedną wielką krwawą miazgą.
jej twarz....
Była zabłocona i brudna....
To co kiedyś było makijarzem już dawno się rozmyzło
Przestraszone oczy starały się cokolwiek dojrzeć w ciemności,
ale nie widziały nic.
jej usta poruszaly sie bezglosnie wypowiadajac modlitwe.
Nie biegla, szla powoli
nikt jej nie gonil,
ani ona nie miala do kogo biec
poprostu szla, zraniona, zrozpaczona, samotna...
Pomieszczenie w ktorym sie znajdowala wygladalo jak stara zapleśniała piwnica,
ale o dziwo nie śmierdziała.
Unosił sie dość przyjemny zapach, który coś jej przy pominał
jakby cynamon.....
Szła tak już dość długo, nie była pewna co jest celem jej wędrówki ale też nie zastanawiała się nad tym długo.
Poprostu szła.....
Kocham Cie