Puchatek
styczeń, @cheerful12
Jej pełen pogardy wzrok na tym zdjęciu mnie powalił :D
Czasy gdy rękawiczki na każdej sesji przesiąkały wodą od uwalanej w błocie i śniegu liny- bleh ;-;
Coś kiepsko mi idzie pisanie wpisów. Codziennie tu zaglądam i obserwuje
wasze poczynania, chociaż czasu na komentowanie (no i chęci czasem też) brak.
Wczoraj paskudę wzięłam pod siodło. Miałyśmy dłuższą przerwę, koń się obijał,
więc spodziewałam się wszystkiego.
Co by nie było pierwsze 15 minut poświęciłam na pracę z ziemi.
Bez rewelacji. Odpuściłam jej i sobie ostatnie tygodnie, porozpieszczałam
no i już mam tego efekty: tu mnie przepchnie, tam skubnie, trochę się powyciera.
A ja się muszę bardziej pilnować.
O ile z ziemi była skupiona, w siodle zmieniła się w buchającego PPE.
Wiatr, wiosna, konie na padoku i pełno ludzi niczego nie ułatwiło.
Zrywy galopem, chód "na araba", bryki- do wszystkiego podeszłam ze spokojem.
Jeszcze rok temu zeszłabym z niej wkurzona (może zapłakana), przestraszona
i podłamana. Teraz nie miałam problemu, żeby to wszystko wysiedzieć,
i skupić się na uspokojeniu Lary. Żadne emocje nie miały miejsca. Po prostu
pozwoliłam jej przestać się bać. Tak minęło nam 40 minut jazdy.
Następne 20 było już spokojnym kłusem, koń mięciutki, głowa niemal przy ziemi.
A przecież grunt to dobrze skończyć : )
Wracam do książek :-: