Jest kiepsko. Mam taki typowo emowaty nastrój. Powinnam postać chwilę pod prysznicem. Dłuższą chwilę. Zatęskniłam za swoją gitarą, za dawnym hmm.. licealnym życiem, kiedy do niczego nie tęskniłam, moim głównym zadaniem było zdać maturę, a wszystko jakoś się samo układało.
Powiedź coś do mnie, obiecuję, że uwierzę.
Chyba biorę za dużo na swoją niemąrdą główkę. Zajęcia, praktyki, portfolio, basen, ESN i jeszcze coś planowałam, ale zapomniałam. Ach, żeby nie było mi za łatwo praktyki w szkole dwujęzycznej, bo przecież zwykła szkoła państwowa to nic. Już teraz mam problem ze wstawaniem z łóżka, z wytrzymaniem do północy na nogach. Co będzie później, gdy przyjdą kolokwia i zlecenia sesji?
Miło było poznać, do zobaczenia.
Pomyślałam, że warto odnowić dawny zwyczaj słuchania muzyki przy każdej czynności. No to siup. Świeże utwory na liście ulubionych YT. Do tego to: <pisanie na pradawnym fotoblogu>, co przecież dawno straciło sens, urok i.. to coś co było tu jakieś 3 lata temu, a dziś nawet nie pamiętam co.
Pozwól, że coś ci powiem...
I tu powinien rozwinąć się kolejny wątek, który chciałam przedstawić, ale kubeł zimnej wody wylał mi się na głowę. Dziwne uczucie. Przez godzine nosi mnie, rozbijam ściany przekleństwami, targam firany. Potem odpuszczam. Mam cienie pozytywnego myślenia na najbliższe sześć lat, by w następnej chwili znów skreślić wszystko. Mam dość. Chyba pierwszy raz od dawna mam dość. Dość do tego stopnia, że ostatnie dwa zdania zaakcentowałam dwiema, wielkimi jak groch - łzami.
Nie płacz. Krzycz "Alleluja!"
Raczej "Takiego Ch*ja!"