Cześć...
Jestem Luna, bo nienawidzę swojego imienia.
Nienawidzę go, dlatego że wolałabym być kimś innym, mieć czyjeś inne dzieciństwo, inne życie.
Może już wiecie z ogromu pisaniny jaką tu pokazałam lub nie, ale jestem dzieckiem DDA.
Tatuś tak się cieszył z mojego przyjścia na świat, że pije do dnia dzisiejszego. Mamusia całe moje życie stara się, żeby nasza rodzina wyglądała na "normalną". Przykro mi mamo, nie jest.
Piszę to, ponieważ dzisiaj dowiedziałam się czegoś, co nie dość że wyjaśniło połowę mojego życia, to jeszcze rozbiło mnie na kawałki. Już chyba się nie mam siły znowu pozbierać. Ale do sedna.
Okazuje się, że pomimo mnóstwa niedoskonałości fizycznych, takich jak bezpłodność, astygmatyzm czy anemia, został u mnie stwierdzony zespoł stresu pourazowego.
Tak, to to samo co kojarzycie z filmów wojennych, to samo co mieli chłopaki po Wietnamie.
Nieustanny stan zagrożenia, przygotowywanie się na każdą możliwą ewentualność, przewidywanie najczarnieszych scenariuszy i lęk. W cholere lęku. O prace, o szkole, o siebie, o sytuację polityczną państwa. Mój mózg nie dał mi nawet spokoju przy wyjeździe na urlop, co dopiero kiedy musiałam zmienić z dnia na dzień mieszkanie, kiedy ktoś kogo kochałam mnie zostawiał lub zmarł.
Więc zaczełam jako dzieciak planować, próbować przewidywać nieprzewidywalne i być przygotowana na wszystko co może lub nie się wydarzyć. Dlatego potrzebowałam od partnerów zawsze miliona małych zapewnień, że już wszystko w porządku i jestem bezpieczna. Dlatego mój pokój ma ułożone wszystko od linijki i robię plany dnia/tygodnia/roku. Najpewniej dlatego jestem sama.
To teraz dla mnie całkowicie logiczne, dwa lata szukałam odpowiedzi na to, czemu spotykam się z nieustannym odrzuceniem i wciąż mam złamane serce, czemu mężczyźni mnie zostawiają mówiąc tylko "to nie to, nie ten czas, nie widzę tego", pomimo że staję na głowię, żeby było najlepiej jak umiem. To za mało.
"Here come opening, she's gotta broken wing. Do you feel the stink?"
Złamana, popsuta, wypaczona.
Cześć, to tylko ja.
Najpewniej nie wyzdrowieję, cykliczne powroty do domu, w którym nikt oprócz mnie nie chce i nie odczuwa potrzeby zmiany, a nawet ją neguje nie są warunkami, gdzie można zdrowieć. Odcięcie się od rodziny też nie wchodzi w grę, jako DDA jestem zbyt wrażliwa i podatna na manipulacje i to jak wzbudza się we mnie winę. Chyba muszę to po prostu zaakceptować. Pogodzić się z tym, że będę przez to sama.
Znaleźć nowy powód do trwania niż ten przysłowiowy dom z białym płotkiem.
https://www.youtube.com/watch?v=SAPnvaf_dLI
Użytkownik luna91
wyłączył komentowanie na swoim fotoblogu.