Wtorek.
Bon Iver, znowu, znowu. Biegam sobie po ulicach w hipsterskich butach, ze słuchawkami w uszach. Czekam. Albo deszcz, albo nie deszcz. Trudno się zdecydować.
Obudziłam się z dziwnymi myślami, dziwnymi głosami. Dźwięk, który wydaje ktoś, kiedy nie chce wydawać żadnego dźwięku. Wiesz, trochę mnie to śmieszy. Feliks nie chce wyjść spomiędzy kartek, jak zresztą kilkanaście przedparyskich pomysłów. Analizuję, wyszukuję. Tworzę ze słów, jak dziecko z klocków, wieżę. Może mi się uda. Może.
"Ulica, którą szedł, prawdopodobnie nie miała końca. Wrażenie, że porusza się w miejscu, było całkowicie słuszne. Poruszał nogami, a kolejne płyty chodnikowe umykały w popłochu , budynki po obu stronach śmiały się z jego naiwności. W ich oknach tysiące twarzy i świateł, zaś zza nich kakofonia dźwięków z telewizorów, śpiewy, śmiech i tłumione w poduszkę orgazmy. Dziwny świat bez barw, zgubionych na przejściu przez ulicę, szyderczo uśmiechał się do niego, szczerząc swoje ząbki-drzwi i mrużąc oczy-okna. Wszystko zdawało się krzyczeć, a ulica Spokojna, wbrew swojej nazwie, tętniła podpitym wieczornym życiem. Feliks czuł w żołądku miliony motylków. Obijały się o ściany jego żołądka, topiły się w płynnych szczęściu, biły skrzydełkami o jego brzuch, jakby w agonalnych drgawkach. Miał wrażenie, że jeśli pochyli się do przodu, całe to kolorowe i falujące morze wytryśnie mu z ust i wzburzonym strumieniem wpłynie do studzienki kanalizacyjnej."
I.K.
I pozdrowienia dla Moniki. ;* [która każe dodać, że jest najcudowniejszą dziewczyną. nie moją :P]
Użytkownik lummaris
wyłączył komentowanie na swoim fotoblogu.