Prawdopodobnie moja ostatnia dłuższa wypowiedź na tym portalu.
2012 dobiegł końca, a razem z nim mój projekt 366 dni. Musiałam się pilnować, żeby nie ominąć ani jednego dnia. Nie zawsze pamiętałam, żeby zrobić zdjęcie akurat jak coś się działo, a potem trzeba było zrobić cokolwiek. W ten sposób projekt stracił nie jedno, podejrzewam, epickie ujęcie. Nie szkodzi. Przeglądanie folderu z tymi zdjęciami za każdym razem sprawia mi ogromną radochę i sama nie wiem, czy dobrze zrobię nie kontynuując go w tym roku.
Nie chciałam robić podsumowań, ale coś mnie jednak ruszyło. I jak tak sobie myślałam, jaki właściwie był ten 2012 to doszłam do wniosku, że nie tak straszny jak było moje pierwsze skojarzenie. W końcu nie da się iść przez życie perfekcyjnie omijając pułapki i porażki. Tak naprawdę największą skazę dostarczyło jedno wydarzenie, o którym nie potrafię zapomnieć. Z wszystkim innym jestem w stanie się uporać i pogodzić. Ten rok obfitował w nowe znajomości, choć przyznam, że nie pielęgnuję ich jakoś szczególnie. Trzymam ludzi na dystans i wystarczą mi te osoby, którym pozwoliłam się do siebie zbliżyć, nawet jeśli jest ich tyle, że mogłabym policzyć je na palcach jednej dłoni. Czasem przykro mi, że ci, których nazywałam przyjaciółmi oddalają się coraz bardziej, ale nie mam zamiaru z tym walczyć, skoro im to odpowiada. Cieszę się za to, że w ciężkich chwilach uświadomiłam sobie na kogo tak naprawdę mogę liczyć, choćby 'skały srały'. W tym roku spędziłam cudowne chwile z ludźmi, na których mi zależy, bawiłam się, śmiałam i byłam szczęśliwa. Uczyłam się, trochę pracowałam, zwiedziłam kawał Polski robiąc zdjęcia, grzałam tyłek nad cieplutkim, lazurowym morzem, wygłupiałam się z przyjaciółmi z piaskownicy, pływałam kajakiem, jeździłam na nartach, grałam w kosza, chciano by moje zdjęcia pojawiły się na okładkach książek, spełniałam swoje kolorowe włosowe fantazje, dokończyłam prawo jazdy, skoczyłam na parę dobrych koncertów, miło spędziłam jedne i drugie Święta, a Nowy Rok przywitałam w objęciach mojego ukochanego. Więc chyba jednak nie był to taki zły rok :)
Wkurza mnie mówienie dla zasady 'po co postanowienia, skoro nikt w nich nie wytrwa''. No cóż, mnie się to zawsze udawało, pozostaje mi tylko pożałować tych, którzy nie mają wystarczająco silnej woli lub są leniwi. Dopiero w tym roku poprzeczkę ustawiłam sobie za wysoko i postanowienie spełniłam połowicznie. Wydaje mi się jednak, że warto coś sobie postanowić (niekoniecznie w Nowy Rok) dla samego dążenia do tego. A w tym roku będę robiła co w mojej mocy, żeby być z siebie zadowoloną, o!
No to misiaczki tradycyjnie już DZIĘKUJĘ za wiarę we mnie i w pewnym sensie za uczestniczenie w tym, co tworzę. Niech 2013 każdemu z nas przyniesie coś dobrego!