na zdjęciu Amelia
To jeden z tych dni, kiedy łatwo doprowadzić mnie do stanów ekstremalnych. To taki dzień, kiedy wiśnie na białych spodenkach wpędzają w panikę, a telefony od nieznanych numerów wywołują furię.
( Przepraszam Cię )
W takie dni jeszcze bardziej doceniam potęgę wody. Kocham ciszę i spokój, jakie mi daje. Mogłabym pozostać w tym półzanurzeniu na wieki. Ale nie mogę. Muszę iść. Muszę biec. Muszę..
Dopiero, gdy woda wypełniła moje uszy, uświadomiłam sobie powód mojego samopoczucia. Ten sen. Straszny. Powracający. Odkrywający moje lęki.
Moja podświadomość wiedziała. To się znowu stanie. To jak rozdrapywanie nie zagojonej jeszcze rany..
Nie chcę tego. Na samą myśl mam dreszcze. Te spojrzenia..
Bardziej boję się współczucia niż pogardy.
Jedyne czego pragnę to jedna para oczu. Oczu, które rozumieją.
Chyba znowu muszę uderzyć o samo dno
żeby wypłynąć na powierzchnię
* a może teraz jestem silniejsza..?
Dziękuję, że pokazałeś mi nowy wymiar.