Dziwnie dziwnie. Przez popieprzonye myśli mam głowę podziurawioną bardziej od paluchów epileptyka starającegio się przyszyć guzik. Jestem niezdwcydowany jak bachor w cukierni. Bez przerwy zmieniam swoje priorytety, czasem wręcz mam wrażenie że codziennie jestem kimś innym. Porażka po całości. Ale to tylko mój chory łeb, bo sprawy codzienne o dziwo kręcą się lepiej niż pejsy Mojżesza. W pracy całkiem znośnie, coś brzdęka w sakiewkie, rzęsy wciąż mam zjebiście długie a co najważniejsze przy moim trybie życia: zdrowie jeszcze dopisuje dopisuje. Podczas skacowanego poniedziałku wpadła mi do głowy pewna złota myśl. Otóż mając moje dwadzieścia jeden z mini hakiem na dzień dzisiejszy mogę śmiało stwierdzić że niedzielne picie NIGDY nie prowadzi do niczego dobrego. Ostatnie cztery tygodnie to dla mnie coniedzielna walka z samym sobą. I chociaż wnioski mam zdrowe i naprawde w to wierzę, to moja nastawiona na autopilota świadomość i tak sprawi że nadal będę robił w ten sposób. Słodka beztroska, zero konsekwencji a póżniej wspomniane na wejście dziwaczne myśli. Taka już ze mnie Buła. Fajnie było by się przeprogramować, spoważnieć, być stanowczym i konsekwtnym. Ale póki co noł łej!