photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 10 SIERPNIA 2013

 

Rozdział 5

 

MIASTO ANIOŁÓW.

 


Anioł obudził się w środku nocy. Nie z własnej woli. Obudziły go dziwne dźwięki z sąsiedniego pokoju. Wstał i rozejrzał się. Nadal był w pracowni Caro. Siedział na dużym staromodnym fotelu, a przed nim stało biurko z ciemnego drewna całe zasłane rysunkami dziewczyny. Było ciemno, ale jego wyrok dostrzegał bordowy kolor ścian. Okno zasłonięte było ciężkimi kotarami o trochę jaśniejszym odcieniu. Wstał powoli i wyszedł sprawdzić co dzieje się obok. Zapukał cicho, ale nikt mu nie odpowiedział. Przystawił ucho do drzwi i usłyszał kogoś kto chodzi po pokoju w pośpiechu. Najciszej jak potrafił uchylił drzwi i wtedy ją zobaczył.

 

Caro stała przed swoim łóżkiem z ołówkiem w zębach i przyglądała się kartce, na której rozpoczęty był jakiś rysunek. Stała tyłem do drzwi, więc nie widział jej twarzy. Dziewczyna pozostawała w tej pozycji przez kilka minut, a potem usiadła na brzegu łóżka, położyła kartkę na stoliku nocnym, wyjęła ołówek z ust i zaczęła coś zaciekle szkicować. Siadając na łóżku odwróciła się do niego bokiem, więc mógł widzieć zarys jej twarzy. Z początku nie zauważył nic dziwnego, ale kiedy spojrzał a jej oczy, zobaczył, że są one perłowo białe. Przestraszył się nie na żary i już chciał wejść do pokoju i wybudzić ją z tego dziwnego stanu, ale akurat w chwili, gdy pchnął mocniej drzwi, dziewczyna opadła na łóżko. Wypuściła z ręki ołówek, który potoczył się po stoliku i spadł na ziemię.

 

Tu dzieje się coś niedobrego, pomyślał Anioł, ona nie szkicuje sama z siebie. Ma wizje związane ze mną. To pewnie ma coś wspólnego z przepowiednią wyroczni... Podszedł do Caro i przyjrzał jej się uważnie. Oddychała spokojnie, jej źrenice nie poruszały się pod powiekami. Odsłonił kołdrę i przeniósł ją bliżej środka łóżka, by nie spadła, a potem przykrył dokładnie i wyszedł z pokoju. Cały czas do głowy przychodziły mu różne pytania, ale na razie nie był w stanie sobie na nie odpowiedzieć.

***

Nadesar spędził kilka dni po wyjściu ze szpitala tułając się po mieście. Nie miał ludzkich pieniędzy, nie znał kultury ani obyczajów mieszkańców Ziemi. W końcu znudził się chodzeniem ciągle w te same miejsca i postanowił się gdzieś osiedlić. Pewnego wieczora spotkał starszego mężczyznę, który dosiadł się do niego w parku. Opowiedział mu on o tym, że kilka lat temu zmarła jego żona, dzieci już wyfrunęły z rodzinnego gniazda, a on mieszka sam na ulicy Statkowej 34. Nadesar nie zrobił mu krzywdy tylko dlatego, że był bardzo wyczerpany, po tym, jak użył dużo mocy w szpitalu. Teraz dziękował za to losowi. Jego siły wróciły i postanowił pogrzebać trochę w umyśle lokatora Statkowej 34, tak by ten pozwolił mu u siebie mieszkać, na czas kiedy nie skontaktują się z nim jego przełożeni, bo przecież muszą się odezwać, pomyślał pukając do drzwi.

 

Otworzył mu ten sam miły staruszek z parku. Z początku go nie poznał, ale kiedy Nadesar opowiedział jak się poznali, mężczyzna uśmiechnął się przyjaźniej i zaprosił go na herbatę.

 

- Co cię do mnie młodzieńcze sprowadza? - Zapytał, stawiając czajnik na kuchence gazowej.

 

- Pomyślałem o tym, co pan mi mówił w parku, o tym, że mieszka pan zupełnie sam i doszedłem do wniosku, że może potrzebuje pan pomocy.

 

- Och to miło z twojej strony, ale nie chcę nikogo wykorzystywać... - odparł trochę zmieszany starusze.

 

- To żaden problem  odparł Nadesar  w sumie to nie bardzo mam gdzie się podziać i byłbym bardzo szczęśliwy, gdybym mógł się tu zatrzymać. Oczywiście nie za darmo. Mogę robić zakupu, jakieś naprawy... Nie mam dużo pieniędzy, nie stać mnie na wynajem... - zobaczył na twarzy gospodarza autentyczne współczucie. Obyło się bez używania mocy, tym lepiej dla mnie, pomyślał.

 

- Skoro jest tak, jak mówisz, to grzechem byłoby nie pomóc. I dobrze myślałeś, faktycznie przyda mi się pomoc w domowych obowiązkach. Jestem już stary, nie z wszystkim sobie radzę. - Czajnik zaczął gwizdać. - O, nasza herbata już gotowa, napijemy się i pokażę ci gdzie możesz spać. Masz jakieś rzeczy osobiste, bo nie widzę, żebyś miał ze sobą torbę.

 

- Nie, nie mam. Wyjechałem w pośpiechu, nie miałem czasu niczego zabrać. - skłamał.

 

- Ale nie jesteś żadnym zbrodniarzem uciekającym przed policją?

 

- Nie, oczywiście, że nie. Sprawy rodzinne się trochę pokomplikowały i wie pan jak to jest...

 

- Oj wiem, nawet nie wiesz jak dobrze.

 

Kiedy wypili już herbatę, pan Henryk, bo tak się nazywał staruszek, zaprowadził Nadesara na pierwsze piętro swojego domku i pokazał jego pokój i łazienkę. Pierwsze pomieszczenie było dość małe, ale mieściło się w nim jednoosobowe łóżko, biurko i szafa. Łazienka również była mała, ale schludna i czysta. Kiedy wszedł do niej po raz pierwszy, przestraszył się nie na żarty. W niebie nie było luster, a on sam nie pamiętał jak wyglądał za życia, bo nie miał jeszcze dostępu do swojej kostki wspomnień, choć dzieliło go od tego tylko jedno zwycięstwo w bitwie. To co zobaczył w lustrze nawet mu się spodobało. Był wysoki, miał brązowe oczy i włosy tego samego koloru. Grube brwi i wąskie usta nadawały mu poważny wygląd. Był też bardzo umięśniony, co widać było przez zbyt małą bluzkę, którą zabrał jakiemuś mężczyźnie w szpitalu. Nadesar przyzwyczajony był, do przepychu i elegancji, ale w tej sytuacji nie miał prawa narzekać na to w jakich warunkach przyjdzie mu mieszkać. Cały czas powtarzał sobie, że ktoś z góry musi się z im skontaktować, a do tego czasu nie może zbytnio wyróżniać się z tłumu.

 

Pan Henryk był bardzo miły. Codziennie przygotowywał dla nich posiłki, posyłał Nadesara po zakupy, a nawet udało mu się załatwić mu pracę jako konsultant w jakiejś małej firmie. Anioł był mu wdzięczny, ale z dnia na dzień coraz bardziej denerwował się na swoich przełożonych, że nie dają mu znaku życia. Kiedy pan Henryk gdzieś wychodził i Nadesar zostawał sam, próbował wzywać wyrocznie, ale bez skutku. Postanowił wybrać się do kościoła, gdzie, jak się spodziewał, uzyska wszystkie odpowiedzi.