Tak chciałam żebyś wyrywał mnie z korzeniami. Żebyś oplótł zdecydowanie dłonią moją koronę wrażliwości i bezpardonowo przyciągał do siebie. Raz po razie. Coraz bliżej pieszczoty Twoich powiek, mgnień zapachu, dzikich piruetów zmysłów. Plotłam w głowie scenariusze różne. A wiesz, że nie mogłabym ulegać bukietom emocji, które poniewierają mnie w pełnym pasji tańcu?
O ogniu, nad którym zapanować nie sposób. Tłumienie wybuchu jest początkiem. Rozkładałam wachlarz westchnień inspirowana Twoim oddechem. Czy to potrzebne nam było?
Jak skrzynia skrywająca moje nadzieje, marzenia i pragnienia. To ja chciałam. To ja zebrałam starannie wszystkie swoje tęsknoty, wszystkie niedopowiedzenia i wszystko co łączyło się w moją niepewność. W wyobrażeniu Nas zamknęłam wszystkie swoje słabości. Żałować mam?
Pieścić, rozpieszczać, łechtać, wzdychać, pociągać. Nie było Nas. Była tylko gra westchnień nad przeszłością. Nie wyrwałbyś. Losowo przebrane, losowi podane, beztrosko oddane. Na tacy niespełnienia, martwych słabości, sinych czułości. Nie było Nas. Były tęsknoty. Te moje i te Twoje. Błyski w oku, flesze zmartwień, swawolne tańce wyobrażeń. Każdy inaczej. Nie dziś, nie jutro. Rosnę. Urosnę. W rzeczywistość głęboko wciąż korzenie wpuszczam. W ulewach zamętu odmywam dłonie z iluzji kurzu dawnych westchnień i tego co kiedyś miłością nazywałam. Tak lepiej mi jest. Do życia w dzikiej i nieokiełznanej przestrzeni świata stworzona zostałam.