znowu z serii sny ryjące głowe.
jak zwykle znow wiele wyleci mi z glowy.
Był lodowiec.. ale nie wyobrazicie sobie jaki! OGROMNA cudowna przestrzen otoczona lodowcami.. a na jej brzegach ludzie.. w lodowcu rowne przejscia, kominy, zeby dostarczac powietrze tym co sie zgubili a na srodku wielkie jezioro... zmarła moja kolezanka, utopiona w nim. A raczej zaduszona. [kolezanka od dawna tak na prawde na zywo juz nie zyje [*]] i zebralo sie cale miasto by wylonic sprawce. Bo bylo to morderstwo. Przeszukiwlismy cale miasto by znaleźć ślady i natrafialam na rozne dziwne pamietniki i zapiski z dziecinstwa.. zabawy, rysunki. Zebralismy sie wszyscy lezac na tym lodowcu z zamknietymi oczami, przyszly zombie po smierci wylonic winnego.
A pamiwram jak zginela.. Byl dziwny pokaz.. Miala w reku moj wabik ta diewczyna, to byly moje stare klucze. Biegla i zanurzyla sie w jeziorze, wylonila sie znowu, zapomniano jej podac wabika, odczepila sie wielka kra lodu i ją przytrzasnela..
No jak mowilam slzy zombie a wszyscy czekali wlacznie znia - kto umarl ma prawo postrzelic winnego. Wszystkie glodne zombie wpadly a ja lezalam wokol mojej siostry i kogos najwazniejszego tam. Chcialy strzelic do mojej siostry lecz ten ktos i nie wiem kim on byl je powstrzymal.
P przyslzlismy pare dni pozniej bo cos tam..
jezioro i lodowce byly kolorowe... oprowadzily nas wrozki po tym i plywalismy i ogladalismy ta magie.. i w tym jakis koles proobowal utopic moja kolezanke jakas mala dziewczynke. Wyplynelam i uratowalam jej zycie. Zombi chcialy nowa ofiare a tamten chcial ja utopic gdyz wtedy cos za to dostawal, chyba skrzydla ...
Zabili i jego.
Znow za malo szczegolow i nie moge opisac tego wielkiego jeziora...