życie jest ogólnie takie że potrafi człowieka zwalić z nóg... najpierw cie pomizia i jest przyjemnie a potem dojebie w tył głowy, że nie wiesz co jest grane i tracisz świadomość... chujowe to jest... a gdy chcesz żeby zawsze było dobrze i już czujesz że zbliżasz się do krainy wielkiej szczęśliwości wszystko się wali... nienawidze czołgać się wokół tych wszystkich gruzów które drapią i ranią... jasne wyjde z tego całego gówna i doczołgam sie do 'światła' ale co z tego mam.. tylko oczy mnie bola bo tak mocno razi.. nic nie widze i nie wiem gdzie dalej isc.. może ktoś złapie mnie za ręke i zaprowadzi w bezpieczne miejsce ale ten ktoś szybko odejdzie... albo bedzie się tylko zjawiał od czasu do czasu...
ale kurde mam to już wszystko w dupie.. już dawno zczaiłam że ja robie swoje a los tylko rzuca mi kłody pod nogi... nie potrafimy iść w jednym kierunku bo jedno przeszkadza drugiemu... wiec od jakiegos czasu sama dzialam i zyje terazniejszoscia... jest to co jest, nie ma bylo i nie ma bedzie... znaczy bedzie bedzie ;D ale w tej chwili mnie nie interesuje, w tej chwili pije mleko z miodem i psiocze z Pati na facetów ;) ot co ;D