jest sobota, w soboty przeważnie się spotykaliśmy bo ty wcześniej nie miałeś czasu. w sumie to lubiłam ten twój brak czasu.. cały tydzień płynął wolno bo jak się na coś czeka, jak się odlicza dni, czas leci strasznie flegmatycznie. mieszkamy w tym samym mieście a nie potrzebowaliśmy spędzać ze sobą więcej czasu. chyba kochaliśmy tą spontaniczność bardziej od siebie, nie no śmieję się, kochaliśmy się ponad wszystko i wszystkich. piękna była ta miłość, która jest w jakimś stopniu jeszcze we mnie. uzupełniasz ją co jakiś czas z pełną świadomością, wiesz, że czekam na każdą wiadomość, nawet jak śpię - czekam. kurwa przecież sen ma leczyć ze wspomnień a nie przypominać wszystkie chwile. najbardziej boli mnie to, że nie walczyłeś, podobno tak kochałeś a odpuściłeś. nie było żadnych wyjaśnień, po prostu odeszłeś bez słowa. do tej pory płaczę przed snem mimo, że mam obok mężczyznę, który zabił by wszystkich za mnie. niebawem minie rok od kiedy ostatni raz miałam cię obok, cholernie tęsknię. tęsknię za CZŁOWIEKIEM, który mnie zmienił, który jako jedyny miał na mnie wpływ. teraz nie ma go nikt i nikt go mieć nie będzie. ciocia powiedziała mi kiedyś, że każdy człowiek ma swojego anioła, my mamy jednego, którym się podzieliliśmy. nie musisz być ze mną, już o tym nie myślę, chcę żebyś czasem się pojawił u mnie pod domem i zapytał co u mnie słychać, chcę żebyś w jakimś stopniu istniał i wgłębiał się w moje życie tak jak ja w twoje. chcę żebyś mnie kochał po cichu, tak jak zawsze