Zamknięta pośród czterech ścian. Biorę ostatnie bucha głęboko w płuca. Wydycham, a wraz z dymem ulatują ostatnie gramy normalności. Zmnieniłam się ? Nie sądze. Po prostu wróciłam do siebie po pięciu miesiącach. Z uśmiechem patrzę na paczkę fajek, leżacych na stole. Witajcie- odpowiadam w myślach.
Tamtego dnia napisałam długi list,w którym opisałam wszystkie moje uczucia, lęki, niepewności i jak często czułam się Tobie niepotrzebna. Potem go zmiełam, potargałam na strzępki, a te strzepki spaliłam. Po to byś nigdy się nie dowiedział jak bardzo bolały mnie wtedy te słowa.
Teraz gdy tylko proszę cię o jedną rzecz. Zgubmy się we własnych uśmiechach. Dojdźmy na kres świata. Nauczmy kochać własne serca. Pokonajmy bezwzględne bariery rzeczywistości. Razem.
Jeśli nie Ty jesteś tym jedynym, to dlaczego moje serce przyspiesza, kiedy przechodzisz obok? Skoro nie jesteśmy sobie pisani, to dlaczego ciągle mam Cię przed oczami? Jeśli Bóg nie zesłał Cię po to, abyś był przy mnie, to dlaczego do cholery ciągle mam nadzieję, że przyjdzie taki dzień, kiedy obudzisz się rano i uświadomisz sobie jak bardzo Ci mnie brakuje?
Daj mi te cholerne 100 % że nie zranisz mnie już więcej.