Każdy kto nas zna, wie, że my razem to taka mieszanka wybuchowa. Za każdym razem kiedy widzę jej sylwetkę na mojej buzi maluje się tak szczery uśmiech, jak nigdy. Nawet gdybym miała nie wiem jak zły humor, to wszystko odchodzi, bo jest Ona i liczy się tylko to. Zaczynając rozmowę mam ochotę zatrzymać czas i opowiedzieć jej każdą minutę, którą przeżyłam od naszego ostatniego spotkana i jednocześnie usłyszeć wszystko, w najmniejszych szczegółach od niej. Nie potrafię tego wytłumaczyć, z nikim tak nie mam. I mimo, że mieszkamy w miastach obok, to nasze spotkania ograniczają się do wakacji, ferii, czasami świąt... Ostatnio nawet zaczęłam jej narzekać na to, że chcę ją mieć cały czas przy sobie, ale Ona naświetliła mi to w bardzo pozytywny sposób. I teraz wiem, że tak jest lepiej. Kiedy się nie widzimy, doceniamy to, że siebie mamy. Nasze spotkania i wszystkie głupie rzeczy, które mamy w zwyczaju robić są wprost epickie, ale tak epickie, że nie da się tego opisać. Euforia po takich kilku dniach razem trzyma mnie i trzyma... Zazwyczaj nie starcza nam dni i nocy do nagadania się... Cały dzień rozmawiać, potem do późnych godzin, a wręcz do rana, wstać i znowu mieć całą masę tematów. Gdybym miała wypisać tutaj wszystkie chwile należące ''do nas'', nie wiem czy wyrobiłabym się do rana. To takie okropnie dziwne, bo kocham ją za nic. Nie mam czegoś takiego, że kocham ją za rozśmieszanie, czy za coś, co mogłabym nazwać słowem. Nie, nic z tych rzeczy. Po prostu kocham za nic... A to nic jest do takiego stopnia piękne, że nie potrafiłabym żyć bez tej osóbki. Niby tylko człowiek, a tak dużo może zmienić w czyimś życiu. Kiedy byłam jeszcze małym dzieckiem, myślałam, że to po prostu zabawa, że świetnie się razem bawimy i to wszystko. Nie szukałam w tym drugiego dna. I po części to właśnie jest to, ale teraz, kiedy nie liczy się dla mnie tylko to, żeby pójść pokopać w piaskownicy, czy pobawić się na placu zabaw, zaczęłam zauważać, że to coś wyjątkowego. Mam całą masę sióstr (tak, ani jednego brata, same baby) i z żadną nie mam takiego kontaktu i do żadnej nie czuję ''tego czegoś''. Nawet sobie nie wyobrażacie jak się cieszę, że w pakiecie życia Lena jest moją prawdziwą rodziną i to tak bliską rodziną. W każdej chwili mogę przypomnieć sobie nasze zamienianie się w syreny z H2O, romantyczne kąpiele ze świeczkami i mało co nie spalenie sobie włosów, przeróżne czarodziejskie sztuczki, śpiewanie, a raczej darcie się do telewizora, bo karaoke było zawsze takie fajnie, ganianie się ze szlauchem na około domu, gubienie się na granicą na kempingu, który miał z 10 000 domków, snapowania i robienia z siebie naprawdę nienormalnych osób, wspólnych świąt, wakacji, ferii, każdej chwili, które były tak bardzo wyjątkowe. Co mogę powiedzieć więcej jak to, że kocham całym serduchem i nigdy nie przestanę? Chyba nic... :)
Kto nie ma kogoś takiego jak Ona przy sobie, kompletnie nic nie zrozumie z mojej notki, a wręcz może pomyśleć, że przesadzam, wyolbrzymiam, czy fantazjuję. I spoko, ja czasami sama nie mogę w to uwierzyć, że mam kogoś takiego, komu ryszłabym niebo i ziemię... Chyba najważniejsze w tym wszytskim jest to, żebyśmy to my czuły ''to coś'' czytając to :)