Wyjazd należy zaliczyć do udanych.
Działo się wiele:
Xiunc odpadł..
Cała reszta odpadła..
Padło kilka drzew.. ;)
I nie ma chuja we wsi, nie jesteśmy najlepsi - rozkładanie namiotu Alberta
to po prostu dramat.. ale Murzyn jest w nim dobry, patent zapewne holenderski.. :)
Michał, jak to Michał - przekimał połowę pobytu :)
Xiunc, jak już odżył to obudziła się w nim natura szefa kuchni i gotował rosół
dla caaaałej wycieczki :)
I te miny ludzi, gdy nasza Błękitna Strzała, nasz Wściekły Kuc przejeżdżał
przez wsie przy akompaniamencie Eldo, są po prostu nie do zapomnienia..
I gdybyśmy byli bardziej przewidujący, to dłużej byśmy tam zabawili..
A pupcia zrobiła nam niezły numer w noc powrotu ;)
Jazda xiunca na desce przy przejeździe kolejowym w jakiejś dziurze,
o północy była tak samo dobra, jak jazda A1 z otwartym bagażnikiem ;)
Ale jakoś dotarliśmy szczęśliwie..
A niewidomi to mają chujowo, bo nic nie widzą xD