Dokładnie wiem, jak chciałabym wyglądać.
Mam ten obraz tak mocno wyryty w głowie, że czasem kiedy patrzę w lustro,
mam wrażenie, że to nie ja.
Boję się, że nigdy nie osiągnę tego, o czym marzę.
Figury filigranowej dziewczyneczki.
Z tym chyba trzeba się urodzić.
Nawet moje kości nie układają się tak, jakbym chciała,
mam krótki tułów, nadmierną lordozę lędźwiową, krótkie i krzywe nogi.
Dlaczego rodzimy się tak różni?
Znam dziewczyny, które naprawdę nigdy nie starały się być szczupłe, a zawsze były właśnie takie, jaka ja chciałabym być - malutkie, chudziutkie.
To nie jest sprawiedliwe.
Zauważyłam, że takie dziewczyny oprócz doskonałej figury, mają też zazwyczaj ładne buźki.
Ale co tam buźki - są często niesamowicie zdolne.
I przemiłe.
Chciałabym wejść do mojego mózgu i znaleźć guzik wyłączający ciągłą potrzebę porónywania się do innych.
Ah! Znalazłam pozytyw:
takie laseczki zazwyczaj słuchają ścierwa.
Przynajmniej z mojego gustu muzycznego mogę być dumna.
Wystarczyło puścić playlistę z moich ukochanych lat sześćdziesiątych,
trochę jefferson airplane,
trochę velvet underground,
stare Pink Floyd z Sydem Barrettem i tym psychodelicznym klimatem...
+100 do dobrego humor.
PS: chyba zaczynam lubić ćwiczyć :D