Dogadzam sobie.
Kupiłam Bio Oil - 125 ml za prawie 60 złotych...
No cóż, oby chociaż działał.
Kupiłam też spodenki, stanik sportowy i luźną bluzkę, żeby mi się wygodniej ćwiczyło.
Z dzisiejszego dnia jestem nawet zadowolona, bo wybrnęłam z "kompulsywnej" sytuacji.
Mama zabrała mnie i K. na obiad.
Zjadłam spory kawałek dorsza, talarki ziemniaczane i surówki.
Ach, no i piwo na pół z mamą.
W sumie około 1500 kcal w samym obiedze, a na śniadanie zjadłam jeszcze banana,
co razem daje 1614 kalorii.
"To nic" - powiedziałam sobie, zamiast wrócić do domu i wpierdalać dalej.
Odczekałam aż wszystko ułoży mi się w żołądku, poszłam na spacer,
wróciłam, zrobiłam codzienną porcję ćwiczeć
(90 brzuszków, 25 pompek, 10 minut na nogi, 10 minut na pośladki),
a później namówiłam K. żeby poszedł ze mną pobiegać.
Spaliłam zatem nadmiar spożytych kalorii,
wzięłam prysznic, ogoliłam nogi, zrobiłam sobie maseczkę.
Teraz jedziemy jeszcze na szlugę do znajomych
(nie pouczajcie mnie o zdrowym stylu życia, nie palę dużo i nie chcę rzucać),
potem wrócę, zaparzę czystek,
poczytam Stephena Kinga
i lulu.
Dobry dzień, tak sądzę
(nie zniechęcam się tym, że mógłby być lepszy).