Najważniejszym wydarzeniem drugiego tygodnia w Chochołowie była Ewakuacja Obozu z powodu zagrożenia powodziowego...
Oczywiście w obozie zapanował chaos, anarchia szerzyła się (za sprawą męskiej części plutonu sv2), inne plutony uciekały autobusem do szkoły w Chochołowie oddalonej o nie więcej niż 500 metrów od obozu. Aż zostali najdzielniejsi. SV2! Nikt nie mógł ich uratować, bo autobus się przewrócił (w zasadzie przechylił i zakopał w błocie, patrz pikczers) i skazani byli na śmierć w obozie lub na niebezpieczną tułaczkę nad wzburzonym potokiem. Zgromadzeni w altance dodawali sobie otuchy.
-Skoro mamy zginąć, to sprawmy sobie przyjemność. Ile mamy dziewczyn?
-Przypada około pieć na jedną.
-I kto tu zginie szczęśliwy?
Niektórzy całkiem stracili rozum i siedzieli z nieprzytomnym spojrzeniem (a może to przez tigera?). Komendant uciekł z obozu, Survivalowcy przejęli władzę! Niestety zawsze jest jakieś "ale". Tym "ale" okazał się Wolontariusz Adam, który wyrwał nas z altanki i rozkazał wymarsz przejmując wraz z Skoniem dowództwo, które nam bezsprzecznie się należało. Ukryci pod parasolami, będącymi podstawowym sprzętem potrzebnym do przetrwania, ruszyliśmy stromym urwiskiem pod skocznię. Droga stromaa była i lawina błota zagrażała, lecz to nic w porównaniu z przprawą nad rozszalałymi wodami Czarnego Dunajacu, w odmętach którego drzewa i krowy dojrzeć się dało. Przetrwaliśmy i dołączyliśmy do reszty obozu w chwale i sławie. Lecz tu nas okrutnie rozdzielono. Wojowników dzielnych na smród skazno, a dziewczęta piękne na nudne nic nierobienie. Jednak takie męstwo jakie wykazał SV2 nie obyło się bez rozgłosu, bo w całym kraju mówiono o nas tylko. W TVN24 nas pokazano, w Kronice i nawet w internecie o nas pisano...
Wybaczcie trochę mnie poniosło przy tej notce^^'