Co roku 1-go listopada pod moim blokiem pojawia sie wiele ludzi. nnie można spokojnie przejść czy w spokoju posiedzieć przed komputerem... Cały czas słysze śpiew "dobry Jezu a nasz Panie". No cóż taki urok mieszkania obok cmentarza (nawet 3:/). Dzięki temu jestem w stanie zauważyć pewną zalezność. Co roku każdy grób jest coraz ładniej przystrojony. Ma coraz ładniejsze i większe stroiki. Coraz ładniejsze znicze. Idziemy na ten cmentarz tak mechanicznie. Nie zastanawiamy się nawet do kogo na grób. Idziemy raz pokazac się ze byliśmy i przystroić grób. W myślach nie mamy zmarłego... Nie wspominamy go.... Myślimy tylko czy ów grób jes odpowiednio przystrojony i przypadkiem nie biedniej niż groby obok. A przecież to nie o ot w tym wszystkim chodzi. Zatrzymajmy sie na chwile... Nie myślmy o pracy ani o pieniądzach.... Pomyślmy o tym święcie i tak naprawdę po co ono jest. Na koniec krótka historia która dla niektórych może stać się refleksją...
Pewnego dni spotykają sie ze sobą dwie osoby. Są sobą oczarowane. Kwitnie w nich miłość. uważają że są w stanie góry przenosić i nic ani nikt nie jest im w stanie przeszkodzić. Po pewnym czasie owe małżeństwo postanawia stworzyć rodzinę. Po kilkunastu latach ich miłość jest tak samo wielka ale mają również synka i córeczkę. Czyż to nie jest wymażony obrazek wielu z nasz?? Rodzice mają prace dzieci się dobrze uczą. Miłość jest w okół nas. Lecz Bóg mial tochę inne plany. Jedno z dzieci zabrał do siebie. Zostali zapłakani rodzice i córeczka... Gdy udało im się to wszystko nanowo ułożyć Bog postanowił zabrać małej dziewczynce rodziców. Dalej chyba nie musze pisać o bulu i cierpieniu... zastanówmy się ile od życia dostajemy i nie myślmy tylko o tym czego nie mamy. Bo mamy naprawdę wiele.