Wczoraj w końcu wybrałam się do koni i byłam miło zaskoczona :) Chociaż wieczorem znowu dostałam gorączki pod niebo...
Siwy przez pierwsze kilkanaście minut jakby miał wybuchnąć- nie wiedział, czy ma chodzić na przednich, czy na tylnych łapach xD Jednak lonża to nie to samo co nasze treningi ;p Później się ogarnął i bardzo fajnie pracował- elastyczny, przepuszczalny, jezdny
Kary natomiast się przełamał i w końcu puścił grzbiet!!! Sukces ;p Jak na niego, to był meeeega luźny Obydwa konie popracowały na ciasnych kołach i na drągach na łukach :)
Moja choroba się rozkręca, ale przymknijmy na to oko xd Dzisiaj lekko rusze koniaczki, ogarnę je i spakuję sprzęcik, a w sobotę rano jedziemy do Zawieprzyc