wybory, wybory, wybory.
Kiedy masz przed sobą naprawdę, ale to naprawdę ciężki wybór pomiędzy dwoma możliwymi alternatywami rzeczywistości, gdzie do żadnej nie jesteś przekonany - mój Drogi, jesteś w dupie.
I można rzucać monetą z nadzieją, że Los powie, co należy zrobić (jesteśmy dla niego niczym, dlaczego oddawać się w jego ręce?).
Można podejść do tego racjonalnie, wziąć dużą kartkę papieru, podzielić na dwie strony i wypisać wszystkie za i przeciw obu opcji. W efekcie znasz wszystkie argumenty, kontrargumenty i kontrkontrargumenty. W efekcie wiesz wszystko. W efekcie, wciąż nie wiesz nic. Tak to bywa z Logiką.
Albo...
Precz z argumentami, Logiką i Losem. Komu to potrzebne?
Jedna z opcji jest bardziej ryzykowna? Jest. Zawsze jest.
Więc... czemu nie?
Bo widzisz mój Drogi, jestem w dupie.
I nie chcę patrzeć codziennie* podczas mycia zębów w twarz, która bała się zaryzykować.
Może to być twarz, która przegrała czy wygrała, nieważne.
Gra.
*czasem kilka razy dziennie, czasem prawie że codziennie. Różnie bywa, nie?