Cześć. Dzisiaj weny brak, ale coś tam napisałam. Ogólnie to nic mi się nie chcę.
Zależy mi na Waszej szczerej opinii co do tego rozdziału. Miłego czytania
_________________________________________
Oczy wszystkich klientów i pracowników skierowały się na mnie. Piłkarza jak widać bawiła ta sytuacja, bo zakrywał usta żeby nie parsknąć śmiechem. Spojrzałam na moje ubrudzone sosem czerwone spodnie i na podłogę na której leży przewrócona taca i naleśniki. Zobaczyłam szefową idącą w moją stronę. Widać że była wściekła. Aż ze zdenerwowania zaciskała pięści i można było zobaczyć, że jej szczęki drgają.
-Co ty narobiłaś!?-Wykrzykła z drugiego końca sali.
-Ja...ja...ja...PRZEPRASZAM!-Krzyknęłam speszona.-Zaraz to posprzątam!-Tłumaczyłam się kątem oka patrząc na pękających ze śmiechu piłkarzy.-Z czego się tak cieszycie?-Zapytałam najzłośliwiej jak potrafiłam. Nie uzyskałam odpowiedzi.
-Jak ty się odzywasz do klientów?-Darła się szefowa, pani Mclow, podchodząc do mnie i łapiąc silnie za ramię.-Idziesz teraz po miotłe i tu sprzątasz, ale najpierw przeproś tych panów!-Rozkazała. Byłam cała czerwona ze wstydu.
-Przepraszam panów bardzo...-Wypaliłam. Wtedy odważyłam się spojrzeć na tego Neymara. I ujrzałam tej jedyny najseksowniejszy uśmiech, jakiego mi tak bardzo brakowało.
-Spoko. Trochę dziwnie zareagowałaś na nasz widok...a i Leo jestem...-Powiedział jakiś inny piłkarz, zapewne ten znany Lionel Messi.-Może my już lepiej pójdziemy...-Zaśmiał się i gestem pokazał pozostałym piłkarzą żeby opuścić restauracje. Po moim policzku spłynęła łza którą szybko starłam. Sama nie wiem czemu płaczę. Wydaję mi się że to nie tylko dlatego, że zrobiłam z siebie pośmiewisko. Tu chodzi o coś jeszcze. Już chciałam iść po miotłę gdy nagle ktoś złapał mnie za nadgarstek. Odwróciłam się i zobaczyłam tego piłkarza, z którym jeszcze kilka lat temu tkwiłam w objęciach na środku murawy...Jak on miał? A no tak...Neymar.
-Czego chcesz?-Warknęłam.
-Tu masz mój numer, a tak w ogóle Neymar jestem, nie wiem czy pamiętasz.-Powiedział z uśmiechem i gestem pokazał żebym zadzwoniła. Przewróciłam oczami, zgniotłam kartkę i wrzuciłam do najbliższego śmietnika. Poszłam na zaplecze. Wiedziałam, że czeka mnie trudna rozmowa z szefową. I miałam rację. Przy ''rozmowie'' z nią ubyło nam czterech talerzy, którymi rzucała o ścianę jakby były zwykłymi piłkami. Bardzo zestresowana osoba...
Na szczęście po wysprzątaniu całego lokalu mogła w końcu wrócić do domu. Cichutko otworzyłam drzwi, będąc pewna że Van już śpi. Ale to co zobaczyłam w moim pokoju przszło już wszystkie granice mojej wytrzymałości...