a pff

Gubiąc gdzies w tłumie, nieodłączną mi od paru dni nowego roku pewność siebie, siadam tu przed Wami wszystkimi z zamiarem wyspowiadania się ze wszystkiego. Niestety nie cofnę czasu, nie zawrócę go, nie rozkaże mu biec w drugą stronę, zeby poprawić jedyne co mi do życia potrzebne. Tak, cholera, po raz pierwszy od września spojrzałam na moje oceny, a w głowie tylko " o ja cie pierdole, no kurwa". Tak generalnie w tym półroczu nawet na pasek nie wyciągnę, nie da rady. I teraz taka sprzeczność: przecież ja sie uczyłam.. no uczyłam chyba najwięcej w całym gimnazjum. Widocznie coś kołatało mi się w myslach juz od września ba dum tss. Superekstraświetniejoł. A teraz zamiast zapierdalać na sprawdzian z historii, ja siedze sobie na kompie i generalnie mam na to wyjebane, fajnie, fajnie. Oby tak daleej, to mnie do szkoły nie przyjmą. Huraa. Jeszcze lepiej. Nie no biore sie w garść, może jeszcze sie ktoś nade mną ulituje, co nie zią? Jeszcze wszystko sobie ogarne, a jak ogarne to będzie z górki. 

Mam jakiś taki sentyment to tego zdjecia, moze dlatego, ze miałam wtedy dobry humor, jak przystało na listopad. 

Kurcze, no, troche zła jestem, wszystko tak olałam i proszę mam wynik. Oglądam sobie szkoły i w sumie chyba nie bardzo mam wybór. Liceum, Tychy, klasa z rozszerzoną matmą i angielskim. Rany, Korba, pomyśl o swojej przyszłości, rusz się do pracy, masz 15 lat, ogarnij się, nie jesteś już dzieckiem. 

Jakoś sobie poradze, jest jeszcze drugi semestr. A ja nadal się boję odejścia z gimnazjum, nowych ludzi w klasie, nowej szkoły. 

Ale wiem, ze będzie lepiej, nie wiem jak, ale będzie lepiej. Na pewno! A tymczasem, liczę na jakiś wypad na Tychy, Katowice, aa no i do Kuchara trzebaby wpaść, ale to dopiero jak się ktoś ogarnie. Bo z tego co wiem, nie jest z nim najlepiej. A pff.