Na wieki, wieków, amen...
Ciche, ciemne, popołudnie deszczowe
Ksiądz wygłasza pożegnalną mowę
Spoglądam na moją mamę
I widzę w jej oczach skrytą za łzami ranę
A Ona stoi w ojca ramię wtulona
Taty twarz zamyślona, nieogolona
Za Nimi widzę brata i jego dziewczynę
Ona ma niewyraźną minę
On płacze i zrzuca na siebie winę
Przejeżdżam wzrokiem po kościele
Szukam, są, moi przyjaciele
Zaczyna bić dzwon na obwieszczenie 18 godziny
Nadchodzi już ten czas
Podchodzę do rodziny
Krzyczę: "Nigdy nie zapomnę Was!"
Będąc już jedną nogą w niebie
Dostrzegam Jego, niegdyś cząstkę siebie
Tam na samym końcu stoi
Jego dłonie bukiet róż białych stroi
Kiedyś kochałam Go tak
Rozdarł miłość tą czas
Bieg życia, brak chwil na 'Nas'
Teraz, gdy odnalazłam miłości kwiat
Na wieki, wieków, Amen - powiedział mi świat
Odchodze i nie wróce...