Kiedy jest się małym, to chce się być dużym.
Z kolei, gdy jest się dużym, to oczywiście chce się być znowu mniejszym.
Nie, nie piszę tu o wadze. Raczej o czasie, co ciągle przyśpiesza wskazówki wszystkich zegarów na świecie. O ile można to tak nazwać, to balansuję po granicy dziecinności i dorosłości. Wiszę nad dylematami, po omacku próbując odszukać w nich choćby szczypty sensu. Wszystko się sypie, dawne cele oblepił ciężki kurz. Nie wiem już, w którą stronę iść.
Tak więc, po prostu przysiadam na gorącym asfalcie. Nie będę biec na oślep. Nie będę nakładać na twarz uśmiechu, jako elementu starannego makijażu. To absurd, wiesz? Bo gdy Ty unosisz kąciki ust, mogę swobodnie nabrać do płuc powietrza i rozkoszować się na nowo smakiem tlenu. Czysta hipokryzja, prawda? Wiem, ja to niestety wiem. Za dużo wiem. Za wiele widzę. Oto mój życiowy problem.
Czekam na nowy aparat. W końcu będę mogła rozwinąć się jako fotograf. Nadal amatorski, ale już o krok bliższy do zalążków profesjonalizmu. Kocham zatrzymywać chwilę jednym fleszem. Daje mi to nadzieję, że rzeczywistość wbrew moim subiektywnym odczuciom, wcale nie jest tak dogłębnie przepełniona jedynie jaśniejszymi i ciemniejszymi szarościami.
Dzisiaj dożynki. Pan Kucyk będzie tańczył z Albercikiem. Nie jestem pewna czy powinnam to zobaczyć...