Dobrze mieć rower, by móc odjechać kawałek od tłumu ludzi, hałasu i przepychane, znaleźć ciągnącą się bez końca, zupełnie pustą plażę. Mój kawałek morza, moja przestrzeń pełna pasku, wiatru i słońca. Mogę odpoczywać wsłuchana w szum fal i wpatrzona w obłoki. Tych kilka godzin było tylko moich.
Zgubiłam kawałek skarbu, niefortunnie upadł w szczelinę prosto do pieczary która nigdy nie widziała słońca. Sama niewiele mogłam zrobić. Pojawił się znajomy rycerz z kilkoma pochodniami. Razem szukaliśmy przy zabitym deskami wejściu do pieczary. Podszedł do nas feniks zastanawiając się co robimy i jak nam pomóc. I tak we trójkę myśleliśmy i patrzyliśmy i szperaliśmy, nie było śladu po skarbie. Trzeba było wyrwać deski i zajrzeć do środka. Ja byłam o tym przekonana, niestety oni nie. Ale rycerz wiedział że nie poprzestanę póki nie będę pewna ze zrobiłam wszystko, więc jak juz przyniosłam siekierę, wyrwał jedną z desek bym mogła zajrzeć do środka. Ciemność, mnóstwo pajęczyn, kto wie co tam żyje, a co juz nie. Skarb niestety nie. Rycerz spojrzał na mnie, ja na niego i juz wiedział.ze na jednej desce się nie skończy, wtedy przyszła pomoc, z wiarą w sercu z nadzieja u boku, a feniks przyniósł troche przekąsek. Wyrwaliśmy prawie wszystkie deski, przeszukaliśmy całą pieczarę, znaleźliśmy potwory i wielkie kokony, gęste pajęczyny, skarbu nigdzie nie było. W ciemności, brudni, musieliśmy się poddać. Naprawiliśmy wszystko, przybiliśmy deski i usiedliśmy na ławce żalu. Odleciała, powiedziała feniks. Odleciała, tak widocznie musiało być. Dowiedziałam się jednego- rozpoznałam tych którzy mnie rozumieją i zawsze będą wspierać i tych którzy mają gdzieś.