No i grudzień. Czas nadal leci jak szalony.
Zwolnijmy trochę...
Cavaliada 2014 - wolontariat. Coś wspaniałego. Parkur na prologu,
kilometry przejechane z taczką po terenie MTP, sympatyczni luzacy,
panowie ochroniarze, zakwasy po zamiataniu, machanie łopatą, a na
zakończenie walka o życie na rozprężalni. Do tego kupa śmiechu, brak
snu, herbatka i -najważniejsze- fantastyczni !!! ludzie.
Jedyny mankament - tęsknota maks.
Z cyklu głupi ma szczęście - brak języka polskiego. Resztę jakoś
ogarniemy. Zwłaszcza, że jutro na 11, pojutrze Berlin, a przyszły
tydzień po 3 lekcje od godziny 12. Milusio.
Nigdy nie śmiałam się tak do ekranu laptopa. To są jaja! :D
Yyy... zaproszenia? Ojej.