Dziś jest niedziela , trzeci dzień odkąd jestem w domu , staram się odpoczywać , robić takie luźne rzeczy typu układanie puzzli , pisanie , czytanie , wczoraj posprzątałam , posiedziałam z Daniela mamą bo przyjechała na kawę , oglądaliśmy serial z Danim dziś postanowiłam spędzić trochę więcej czasu w łóżku , żeby faktycznie zająć się tym co chciałam zrobić wczoraj wieczorem , ale zamiast wrócić od razu do łóżka po spacerze z kajtkiem , wróciłam się do auta , zanieść rzeczy które chce oddać do charity , walczyłam z głupim kodem do śmietników , chyba zepsuła się tam klamka co baaardzo wyprowadziło mnie z równowagi , wróciłam do domu , rozglądam się , znów naczynia do mycia , nie widać nawet że wczoraj odkurzałam , tu rozsypana mąka na blacie , tu skarpetki rzucone na podłogę , tu pranie które zapomniałam wczoraj powiesić , wkurzyłam się , czym mam się w końcu zająć ? wkurzyłam się też dlatego że cały cas w głowie powtarzam sobie co jeszcze trzeba zapłacić , jakie wydatki mam nadplanowo , pieniążki które mam odłożone wydam na kolory , ale zaraz mam znowu laser , kajtek musi iść do veta , wymieniłam szybę w aucie , ale znów musimy iść do księgowego , będę musiała rozliczyć się z taxu , na zerowym dochodzie to chyba było jakieś 500Ł jak dobrze pamiętam a przecież odkładamy na śluuub , pieniążki z vinted które miałam przeznaczyć na nowe zimowe buty dla siebie , przelałam już na inne konto żeby wydać je na kosmetyki do włosów , a z tego konta wzięłam na paznokcie i to tak w kółko , okej pisząc to nie dziwie się że nie mogę odpoczywać bez gonitwy myśli w głowie czy bez wyrzutów sumienia , bo im więcej wydatków tym więcej trzeba pracować , ale własnie może to mnie tutaj doprowadziło żebym się o g a r n ę ł a . ale pisząc to też czuje się lepiej i lżej jakoś tak :> Na szczęście i choroba i okres dobiegają już końca , ostatnio jak byłam chora to też miałam takie kombo z okresem , teraz na serio podczas okresu jestem jeszcze bardziej uczuciowa , takie wahania , raz radość , miłość , zaraz smutek , frustracja , łzy , śmiech , biedny Daniel . . .