1 listopada 2013 roku

Byłam w aptece. Kupiłam 2 strzykawki po 2ml i igły 0.6mm, na towar czekam od wtorku bądź środy, sama już nie wiem. 

Wujek chciał mnie wyciągnąć na cmentarz, głupi idiota, w ogóle nie lubię całej mojej rodziny. Niech spierdalają.

Mam kotka! Jest to samiec, czarno biały, ma kilka miesięcy. Brat go znalazł pod szkołą i wziął do domu. Na szczęście mama pozwoliła go zostawić i takim oto sposobem doczekałam się wreszcie kotka!

Wczoraj byłam u B. pograć w karty, robimy to prawie codziennie od około dwóch tygodni i zawsze gramy w to samo - makao. Jestem już w tym ekspertem! No i byłam u B. (moja koleżanka) i przyszedł jej brat S. (ten o którym piszę od początku mojej przygody z photoblogiem). Oczywiście najarany, jakżeby inaczej. Poszedł do sklepu po szlugi, wraca i zaprasza mnie, B. i mojego brata na dół do garażu. Idziemy, a on wyciąga lufke. Pytam się, co to jest, a on odpowiada, że tytoń z pewnym dodatkiem. I kazał mi rozpalać. Tak zdarzyło się już drugi raz! Awww. No po prostu uwielbiam go! Później co się dowiaduję? Że w dzień spalił gieta. :)

Dobra, koniec tego słodzenia.

http://www.youtube.com/watch?v=9KA002kKL9E