Ten rok podsumowuję tak - 2 powieszenia się znajomych, dobrych znajomych.
2 śmierci stanowczo przed wczesne, jednego znajomego, drugiego przyjaciela.
Czemu to się kurwa dzieje.
Dziś chyba wybuchnę, staram się robić tak by wszystkim dookoła i wszystkim osobom na których mi zalerzy, było dobrze.
Poświęcenie uwagi, czasu , czasem innych rzeczy. A w gruncie rzeczy nigdy nic w zamian nie otrzymuję. Szczerze, to nawet zwykłego dziękuję.
Znajomych traktuję jak przyjaciół, wybieram tylko te osoby które chcę znać reszta jest mi obojętna. Ostatni grosz potrafię oddać więdząc że ten ostatni grosz miałem na posiłek.
Przychodzą kiedy są w potrzebie, lub kiedy mają ochotę.
Boli jak cholera, a boli najbardziej gdy najbliżsi nie chcą rozmawiać. Albo rozmawiają, na odpierdol się.
Emocje, uczucia mnie rozrywają, problemy własne. Ale kto chce tego słuchać.
Najgłośniej krzyczymy milcząc.