Od ostatniego wpisu zapisałam 3 zeszyty. Wydarzyło się tyle, że starczyło by na 2 filmy romantyczne. Tyle razy planowałam coś tu napisać, ale nic z tego nie wychodziło. A i tak po pół roku wróciłam do punktu wyjścia. Chociaż nie do końca. Otoczenie się zmieniło, ja się zmieniłam, nasza relacja się zmieniła.
Ale w końcu się urwałam z twej smyczy. Sama. "Nie chcę cię tracić. Nie chcę zrywać kontaktu". -Ale ja chcę
Jeszcze niedawno takiej reakcji byś się po mnie nie spodziewał. Ale odnalazłam siebię! Jestem sobą! Żyję swoim życiem! I to już nie mi zależy.
Ostatnie dni to wielki wzrost mojej pewności siebie i samooceny.
Sukces rodzi sukces.
Ale nie o tym miał być ten wpis.
Odnalazłam księcia.
Albo to on odnalazł mnie.
Mam wrażenie, że to czytał, albo czyta w moich myślach, bo spełnia moje marzenia, jest najukochańszy na świecie, liczy się ze mną, szanuje, chce mojego dobra, poświęca...
Tak, książe odnalazł królewnę.
Szkoda, że śpiącą.