Zapadłam się w sobie. Wczoraj przekroczyłam granicę i wyszłam z domu i pojechałam do niego i płakałam, płakałam, a on próbował mnie rozśmieszyć i trochę pocieszyć, aż w końcu przeszło i zasnęłam w jego ramionach.
"Ale przecież z Tobą jestem" - ale to mi nie wystarczy.
Jestem zmęczona po każdym dniu. Każdy dzień jest dniem pełnym wyzwań, ciągłą walką o przetrwanie, o ubicie myśli gdzieś wgłąb, by nie ukazywały się.
Tyle się dzieje, a ja nawet sił nie mam, by to opisać. Tyle jest notek, a ja nie mam sił, by je przeczytać. Istnieję tylko praca-dom-książka-on. Nic więcej.
Kredyt. Moja praca. Jego brak pracy. Cmentarz. Wyrzuty sumienia. Angielski. Moje ambicje. Pieniądze. On. Niepewność. Ciało. Rower. Ćwiczenia. Chudość. Pączki.
Wszystko.